Zacznę od mało odkrywczej myśli, obcej jednakże większości naszych handlowców, że jeden zadowolony klient zachęci następnego, a jeden niezadowolony, zniechęci dziesięciu innych! Aby tą "genialną" myśl odkryć wystarczy odrobina inteligencji, a niepotrzebne są żadne specjalistyczne i drogie studia marketingowe, w których jak się zdaje, jesteśmy w ostatnich latach europejską potęgą. Chyba, że na studiach tych uczą tylko jak wzbogacić się w jak najkrótszym okresie czasu, a nie jak realizować długofalową politykę biznesową firmy.
Następna zasada, o której nasi siermiężni handlowcy zdają się zapominać jest taka, że klient ma zawsze rację (nawet jak jej nie ma!). Analiza wypowiedzi w niniejszym wątku jest najlepszym na to, że szczególnie w tym przypadku, albo nasze studia marketingowe są przysłowiowego funta kłaków warte, albo nasi handlowcy kiepsko odrobili zadania domowe. Albo, co gorsza, jedno i drugie...
W świecie bardziej cywilizowanym od naszego kraju klient ma możliwość zwrotu nabytego towaru i nie dość, że nie ponosi z tego tytułu żadnych kosztów, to na dodatek subiekt kłania mu się w pas i zaprasza do następnych transakcji. Częstokroć zwracany towar ma cechy intensywnie używanego (sic!) i nikomu nie przyjdzie do głowy, aby z tego "tylko" powodu robić jakiekolwiek problemy. Nawet o ile nietrudno domyśleć się, że zakupiona w sobotę, a zwracana w poniedziałek plazma, służyła tylko do obejrzenia finałowego meczu Mistrzostw Europy ;-)
W jednym z dużych miast amerykańskich zdarzyła mi się sytuacja, o której polski klient na razie może tylko pomarzyć. Przechodząc przed jakimś sklepem foto z 10D na szyi zostałem na ulicy "zaatakowany" przez sklepikarza, który porzucając półki uginające się pod towarem zaczął mnie siłą wciągać do wnętrza proponując zamianę mojej starej puszki na 20D.
Do takiej walki o klienta typowy polski handlowiec jest kompletnie nie przygotowany. Miejmy więc nadzieję, że kiedy ona wreszcie nastąpi, a nastąpi na 100%, to obecni w naszym kraju „handlowcy pierwszej generacji” albo wymrą śmiercią naturalną, albo przejdą do Samoobrony i będą blokowali skrzyżowania przed swoimi zapyziałymi sklepikami z iście księżycowymi cenami. A na razie pozostaje nam, klientom, pocieszyć się, że te kij też ma dwa końce. Takoż jak my jesteśmy rolowani kupując jakiś sprzęt foto, tak i właściciel tego biznesu z bożej łaski jest rolowany kupując np. samochód, za który płaci zapewne najwyższą cenę w całej UE.
Na razie „głosujmy więc nogami” Osobiście wiem, gdzie na pewno niczego z branży foto już więcej nie kupię…