Spora grupa moich znajomych po zakończeniu studiów (turystyka na AWF) zarobkowo "orała" morze na takich liniowcach. Oczywiście pełniąc obowiązki stewartów, recepcjonistów czy KO. Na podstawie ich relacji, wnioski formalne mam dwa:

janmar:
Nie od rzeczy w tym przypadku znać swoją osobistą odporność na coś co sie ładnie nazywa "chorobą morską" i pływanie na statku w ogóle.Pozdrawiam.
  • Przy prawdziwych cruiserach - a jak rozumiem o takich tu mowa - raczej ciężko o chorobę morską. Pływają po akwenach gdzie nie ma większych załamań pogody (jak idzie tajfun, to nie wychodzą z portu), a do tego są kobyłami wielkości małego miasteczka. Większość z tych łodzi ma systemy stabilizacji, które pozwalają "bezcennemu" ładunkowi spokojnie sączyć pinacoladę
    Inna sprawa to tolerancja na samo pływanie, o której pisał janmar. Wszechogarniająca klaustrofobia. Średnia wysokość korytarza to 220 cm Ja na Bałtyckim wycieczkowcu czułem się jakbym cały czas stał we framudze drzwi (mam prawie 2m), i czwartego dnia miałem ochotę przenieść się z manelami na pokład.


kucza21:
Mam ciągawki do %, a jak pisaleś uzależnić jest się łatwo.
  • Z tym mógłbyś mieć większy problem.. Robgr85 ma calkowitą rację. Podobno leje się na pokładzie jak w wojsku. Różnica zasadnicza: po wachcie którą obsługujesz, twój czas to twoja sprawa. Nie ma żadnych zakazów, więc wszyscy piją z wszystkimi bez ukrywania tego faktu Mówię oczywiście o załodze "średniego" szczebla. Zwłaszcza że obsada jest często slowiańsko_śródziemnomorska i bardzo się lubi ze sobą zaprzyjaźniać


Nie zmienia to faktu, że sam od kilku lat mam ochotę wziąść urlop bezpłatny i zrobić sobie takie zarobkowe wakacje W każdym bądź razie 3mam kucza21 kciuki za jedyną słuszną decyzję. A jeśli będzie dotyczyła wyjazdu - liczę na założenie wątku z aktualizowaną fotorelacją