Tylko w kwestii formalnej...
Nie. Podział był na popularne (albo entry level, jak kto woli - 5000, 3000), amatorskie (500,300), zaawansowane amatorskie (50, 30), półprofesjonalne (5, 3), profesjonalne (1).analogowe aparaty Canona były podzielone tak: entry-level EOS1000, amatorski EOS500/EOS300 pół profesjonalny EOS50/EOS30/EOS33, reporterski EOS5/EOS3 i profi EOS1.
Jak najbardziej z krzyżem, w środku - układ I+I.Mój analogowy EOS50 (...) posiadał trzy punkty AF, bez krzyża,
2,5 kl.s.3,5 klatki na sekundę.
CO?!Do bajerów należących do klasy wyższej była na przykład możliwość przewinięcia kliszy i ochrona zdjęć przed naświetleniem przy przypadkowym otwarciu kasety.![]()
Tym niemniej stały wzrost kolejnych generacji aparatów widać wyraźnie, wszak np. EOS 3000(N) to nic innego jak odświeżony EOS 500(N), czyli aparat w poprzedniej generacji o klasę wyższy. Z kolei EOS 300X sięgał już np. parametrami migawki aparatów klasy dwucyfrowej.
A 1000D wydaje mi się jak najbardziej słodkim aparatem, oferującym w zasadzie wszystkie potrzebne możliwości. Zależy też, oczywiście, kto co fotografuje - dla mnie na przykład zdjęcia seryjne w zasadzie są zbędne, raz w życiu tego użyłem i to raczej dla zabawy, więc nawet 1,5 kl./s w RAWie mnie nie kłopocze - zwłaszcza, że w jpg i tak jest szybciej. Bagnet jest metalowy, pomiar światła i ostrości swobodnie wybieralny - czego chcieć więcej. Także siedmiopunktowy AF uważam za bardziej niż wystarczający (jakoś dawniej robiło się z jednym-trzema punktami i nikt nie narzekał - a teraz zda się, że aparat mający mniej niż 9 w ogóle się do niczego nie nadaje)... No a wstępne podniesienie lustra (choćby i sprzężone z samowyzwalaczem) sprawia, że - jak dla mnie - nic temu aparatowi nie brakuje. Chyba się skuszę...
Pzdr
Grzesiu