Rzecz w tym, że to "diler" decyduje kto, jak i za ile go będzie reklamował. To dość proste myślenie chyba?
A co do fotek aut z salonu publikowanych na stronach prywatnych. Normalnie trzeba by mieć auto i miejsce ze światłem, bo aparat i chęci są, żeby mieć pełne prawo do obrazka. A tu cudze auto na cudzym podwórku wykorzystane do prywatnego lansu. Bo jak inaczej nazwać taką sytuację?