Wybacz, Amat, ale czytam i czytam i nie bardzo rozumiem: uważasz za niezwykłe i zaskakujące wytyczne episkopatu z 1994 roku, uważasz że 50 zł płatne jednorazowo za "upoważnienie" dla kogoś, kto za jedną imprezę bierze np.1000 zł to zdzierstwo, że nie potrzeba właściwie żadnej zgody księdza bo powinien on być w pozycji "służebnej" itd...
Kurs jest po to, aby każdy mógł zostać zapoznany ze zwyczajami panującymi w kościele podczas liturgii. Dla wyznawców innej religii, wiary, czy też po prostu niewierzących (a i niestety dla wielu "wierzących") jest to najszybsza i najskuteczniejsza metoda na poznanie zasad tam panujących. Oburza Cię to, że trzeba za to zapłacić? Ostatecznie osoby wykonujące zdjęcia podczas uroczystości kościelnych w przeważającej większości czerpią z tego korzyści - więc co w tym dziwnego? Czy uważasz, że lepiej byłoby każdorazowo uiszczać "cegiełkę"?
A w kwestii służebności: to prawda - kapłani są dla nas. Ale nie oznacza to, że są naszymi sługami i że to my mamy dyktować im warunki ich posługi. Przykładowy ślub odbywa się na terenie przez nich zarządzanym - cóż więc dziwnego, że należy (lub jak kto woli powinno się) porozmawiać z zarządcą - czyli proboszczem, o fakcie wykonywania przez nas pracy na jego terenie i w trakcie jego posługi? Biorąc pod uwagę Twoje stanowisko dotyczące służebności księży i braku konieczności ustalania czegokolwiek z nimi możnaby posunąć się do zaistnienia sytuacji, w której przytargasz do kościoła ze cztery lampy studyjne z softboksami - no bo Ty pracujesz i tego potrzebujesz, a on ma być cicho, bo jest od posługi....
Na koniec drobne porównanie: budynek sejmu jest własnością państwa (czyli narodu). Spróbuj w nim zrobić zdjęcia bez akredytacji i według własnego uznania bez ustalania tego z zarządcą... Życzę powodzenia...