Moja żona, dojeżdża codziennie godzinę do pracy "w mieście". W tym czasie czyta książki, których już nie musi czytać poza srodkami lokomocji zbiorowej.
Dojazd do pracy nie oznacza straconego czasu.
A w kwestii zdjęć, uważam, że coś za bardzo Mc_Iekowi ten teleobiektyw mydli.
Kontakt ze mną tylko przez e-mail: "mirekkania na yahoo kropka com kropka au". PW nie czytam.
09. Rób i pokazuj zdjęcia, które podobają się tobie, a nie oglądającym.
---Moje zdjecia na FB---
"Co do wspomnianego mojego obowiązku to chcę jeszcze dodać, że mój stosunek do tegoż obowiązku jest moją osobistą i całkowicie prywatną sprawą, co zwalnia mnie od wszelkich dalszych komentarzy, przypisów, suplementów i gloss."
Kapitan Wagner
Oficjalnie prąd miałem jakieś trzy lata po wybudowaniu i oddaniu domu do użytku. Elektrownia się nie kwapiła ze wybudowaniem linii, a nadzór budowlany jakoś przeoczył, że nie mam nawet przyłącza. Na szczęście najbliższy sąsiad miał przydział mocy na gospodarstwo rolne (muzyk jakby się kto pytał) i 300 metrów kabla poszło w ziemię. Do mnie z kolei podłączyli się dwaj kolejni sąsiedzi (budowałem się jako pierwszy). Dopiero po postraszeniu Rejonu Energetycznego Urzędem Regulacji Energetycznej, przyjechali stawiać słupy i budować linię w lutym przy -20 :-)
Co do zwierząt: największy okaz jaki gościł u mnie pod bramą to 300kg w postaci rasowej maciory, która regularnie zwiewała sąsiadowi-muzykowi i terroryzowała ludzi wracających w niedzielę z kościoła. Sąsiad dostał ją w prezencie od rodziny jako jeszcze prosiaka i nie miał serca jej się pozbyć, mimo że wytrzebiła mu cały drób grzebiący.
Pstrykadełka, słoiki, staza, cztery duże koła i trzy anteny.
U mnie bywają kozy (w tym dorodny cap) i kury sąsiada, psy, koty (brrrr), gęsi, barany, krowa, od czasu do czasu qń i chyba tyle. Sami mamy dwa psy, dwa koty (niestety), dwa szczury i stado pająków, które mieszkają tu na własną rękę nie pytając nikogo o pozwolenie
.
Ale robimy koledze śmietnik w wątku![]()
"Co do wspomnianego mojego obowiązku to chcę jeszcze dodać, że mój stosunek do tegoż obowiązku jest moją osobistą i całkowicie prywatną sprawą, co zwalnia mnie od wszelkich dalszych komentarzy, przypisów, suplementów i gloss."
Kapitan Wagner
Ja mieszkam na olbrzymim osiedlu w bloku i po trawnikach grasują jeże. Na parkingu strzeżonym czasem pasą się zające. Do lasu mam w porywach z pięćset metrów. Na szczęście do nocnego sklepu jest bliżej.
Nie ogranicza mnie wyobraźnia ponieważ jej nie posiadam.
E tam... Przyjedźcie do mnie po weekendzie. Wtedy zobaczycie, jaki śmietnik potrafią zrobić Warszawiacy i Radomiacy. Ludzie kupują działki w lesie, po czym wygrabiają całe poszycie, sieją trawę i w soboty od rana koszą. To co wygrabią i skoszą, wywalają do śmietnika, a śmieci? Najczęściej lądują na skraju lasu przy drodze, lub nad brzegiem Pilicy.
Nałómta siem odmieniwać kącufkuf po polskiemu!
Tu gdzie mieszkam, a mieszkam nie w samej wsi, tylko obok, przede wszystkim jest cisza. Tylko szum wiatru w sosnach i brzozach. Nawet w sezonie, gdy na okolicznych działkach są letnicy, poziom hałasu jest niewielki. Wszechobecny spokój to jest to, co mnie urzekło w tym miejscu. Tu czas płynie inaczej. Z miejscowymi nie umawiasz się na konkretną godzinę, tylko na "jak będziesz przechodził obok, to zajrzyj". Nikt się nigdzie nie spieszy. No może poza Panią Sołtys, która ciągle załatwia jakieś sprawy i z którą ciągle dyskutujemy nad wyasfaltowaniem drogi przed naszą posesją, bo Pani Sołtys chce, a my nie. Tak dobrze, jak tu, nie spałem nigdy, w czasach warszawskich. Może teraz trochę się warszawiakom poprawiło, ale gdy wyprowadziłem się z miasta 12 lat temu, szybciej pokonywałem samochodem 52km do pracy, niż wcześniej samochodem, czy komunikacją miejską z Tamki, do tej samej pracy. Tak jak żona Dinderiego, też zacząłem znowu czytać książki, bo w pociągu ręce mam wolne. Nie namawiam nikogo do zmiany przyzwyczajeń wbrew sobie. Ja poszukałem miejsca dla siebie i cieszę się, że takie znalazłem.
Nałómta siem odmieniwać kącufkuf po polskiemu!