Już sam tytuł wątku ubawił mnie setnie. Przypomniały mi się moje podchody pod nowy sprzęt. Oczywiście niezauważona podmiana nie wchodziła w grę (najpierw przesiadałem się z badziewnej Sigmy f/4.0-5.6, 75 (ew. 100)-300 mm zdaje się na 70-200 Canona) a ostatnio z Canona 300D na 1d mIII. Dlatego obrałem taktykę kropli wody - sukcesywnie i drobnymi kroczkami drążyłem temat aż do szczęśliwego finału.

W przypadku nowego body zajęło mi to przeszło rok (jak się teraz okazuje warto było nie spieszyć się z tym modelem). Ilekroć jakieś zdjęcie wyszło nieostre, nieładne, za ciemne lub seria okazała się za krótka szybciutko wyjaśniałem, że są na tym świecie aparaty, które radzą sobie z takimi problemami wyśmienicie. Oczywiście żona potakiwała ze zrozumieniem, ale i tak każda dyskusja rozbijała się o kasę. Aż do teraz. Deczko zawyżyliśmy szacowaną wartość wykończenia wnętrza domu, który kupujemy na kredyt i finanse przestały być problemem (oczywiście tymczasem ). Wobec tego przypomniałem jej wszystkie potakiwania i była bezbronna wobec moich argumentów. Oczywiście nie obeszło się bez obietnicy, że nowe body szybciutko na siebie zarobi.

Poza tym musiałem kupić jej samochód.