Rozumiem, że to pytanie retoryczne. :-) Wydaje się oczywiste, że chcemy mieć ustandaryzowaną kolorystykę. I tu właśnie pojawia się problem. Na pierwszą chwilę, logiczne wydaje się, że, jeśli nie zachodzi clipping, to najlepszym sposobem konwersji będzie bezwzględny kolorymetryczny, który przecież zachowuje oryginalne barwy. Tymczasem wszędzie zaleca się konwersję względnie kolorymetryczną (ew. percepcyjną, ale skupiam się na tej jednej, żeby już za bardzo nie mieszać). Ciężko mi znaleźć jakieś w 100% przekonujące wytłumaczenie, dlaczego właśnie tak.
Dość często w literaturze pojawia się taka argumentacja: Załóżmy, że mamy obraz oryginalny z lekko żółtym punktem bieli. Drukujemy na śnieżnobiałym papierze. Przekształcenie bezwzględnie kolorymetryczne zachowa wszystkie oryginalne barwy, stąd biel z obrazu na papierze będzie żółta. A ponieważ oczy dostosują się do punktu bieli papieru, to wydrukowany obraz będziemy postrzegać jako zbyt żółty. (na marginesie - co, jeśli obraz jest dopasowany idealnie do wymiarów papieru i "goły" papier nie jest w ogóle widoczny?).
Odwróciłem więc tę argumentację i doszedłem do wniosku, że przy zastosowaniu przekształcenia względnie kolorymetrycznego (a zatem dopasowania do punktu bieli przestrzeni docelowej), patrząc na nasz wydruk będziemy go widocznie postrzegać jako zgodny z oryginałem (oczywiście dopóki nie porównamy go bezpośrednio z oryginałem). Tzn. faktyczne barwy będą zmienione, ale ich percepcja zbliżona.
Stąd moje pytania. Przyznam, że po powyższych odpowiedziach trochę zgłupiałem i już nie wiem, co myśleć.