Dzień 13.11.2007 był wielkim świętem. Odebrałem swoją pierwszą dSLR w postaci nowiutkiego 400D. Zakup w Europassacie, odbiór u przedstawiciela. Obejrzałem, porobiłem testy na hoty i brudki - wyszło parę plamek kurzu, ale nie chciałem być nadgorliwo-upierdliwy i machnąłem ręką - przedmucham i będzie git.
Dmuchanie rocket blowerem jednak nie pomogło, więc zacząłem się troszkę niepokoić, tym bardziej, że przyjrzawszy się bliżej plamkom, dostrzegłem coś jak poświatę wokół nich. Naczytałem się wcześniej, że tak najprawdopodobniej wyglądają plamy oleju z wnętrza aparatu, a że nie chciałem nic popsuć na dzień dobry, wybrałem wariant bezpieczny i stwierdziłem, że pierwsze czyszczenie zrobię na Żytniej.
Mniej więcej po miesiącu miałem wyjazd do Warszawy, więc umówiłem się na czyszczenie i odbiór tego samego dnia. So far, so good. W międzyczasie, dodam, zdążyłem zrobić jedną sesję kotu rodziców i w ramach zabaw i testów obfotografować swoje mieszkanie. To wszystko!
Aparat oddałem do serwisu (tu muszę powiedzieć, że moje kontakty z Żytnią były całkiem przyjemne - miła obsługa przez telefon i na miejscu). Niestety, po godzinie telefon od technika - brudy są pod filtrem - matryca do wymiany (!). Świetnie, w aparacie, który miał miesiąc i którego prawie nie zdążyłem użyć...
Zadzwoniłem do Europassata i opisałem sytuację pytając grzecznie, czy nie powinna mi w takiej sytuacji przysługiwać podmiana sprzętu. Pan powiedział, że niestety minęły dwa tygodnie i nic nie może zrobić. Przy okazji optymistycznie dodał, że wymiana matrycy to pikuś - wsadzą nowy element i gotowe. Na moją uwagę, że mimo wszystko to już jest poważne grzebanie w NOWYM przecież aparacie usłyszałem raz jeszcze, że nie ma PRAWNEJ możliwości wymiany po 2 tygodniach (czyżby?).
Nic, aparat został w serwisie, dziś wrócił (8 dni roboczych, całkiem sprawnie). Niestety, nowa matryca, choć dużo czystsza, nadal miała kilka wyraźnych paprochów. Przez "wyraźne" rozumiem widoczne przy F11 bez auto-level. Postanowiłem tym razem samodzielnie spróbować SensorKlearem. Efekt - parę pomniejszych brudków zeszło, ten najwyraźniejsze ani drgnęły.
Dodam, że paprochy wyglądają niemal identycznie, jak te w poprzedniej matrycy. Nie ruszają się ani o milimetr ani nie rozmazują. Czyli co - znów pod filtrem to siedzi???
Na dodatek, oglądając zdjęcia testowe z autolevelem znalazłem obszar, który wygląda albo na smugę albo na rysę. W pierwszej chwili przestraszyłem się, że to moje dzieło, na szczęście (choć w sumie co za różnica), dostrzegłem to samo na pierwszych zdjęciach zrobionych od razu po rozpakowaniu aparatu. Urok matrycy czy efekt czyszczenia w serwisie?
Tak czy siak łapy opadają, a ja nie wiem już co robić. Odsyłać, próbować samemu na mokro? A miałem zamiar sobie kupić 1-2 obiektywy na święta (auto-Mikołaj), teraz już mi się jakoś odechniało...