Wg mnie ani lista plików ani nawet podgląd fotek (zwłaszcza RAW - zaszyty JPEG) nie daje 100% pewności, że kopia jest wierna i bezbłędna. Może to trochę uspokaja, ale czarne scenariusze są wciąż możliwe.
Gdyby istniało urządzenie, które po skopiowaniu robiłoby wielokrotnie sumy kontrolne (chodzi o ich powtarzalność) tak na nośniku źródłowym jak i docelowym. Wtedy możnaby mieć chociaż teoretyczne podstawy do dobrego samopoczucia.
Nie wiadomo jakie są protokoły przesyłu danych w poszczególnych urządzeniach i jakie są mechanizmy kontroli błędów (pewnie bardzo różne), ale dopóki to nie jest gdzieś wyraźnie opisane (a zwykle nie jest) lepiej zakładać, że priorytetem była szybkość transmisji (przy ograniczonej wydajności komponentów) i energooszczędność a nie wielokrotne zabezpieczenia.
W przypadku różnych urządzeń opartych o USB, można się liczyć praktycznie z brakiem jakichkolwiek kontroli błedów przesyłu. Teoria sobie a praktyka sobie - mówie na podstawie praktyki.