Pare dni temu stałam sie posiadaczką 40d. Aparat był kupiony w dobrej firmie, w ktorej już kupowałam trochę sprzętu, jako nowy i nie 'tykany'. Kupował mąż - sprawdził ogólnie czy działa, poogladał i przywiózł do domu. W domu załozyliśmy obiektyw, zrobilismy przez dwa wieczory pare zdjęc na krzyż, resztę czasu leżal sobie na półce. Wczoraj wieczorem biorę do ręki a tam paproch gigant. Mąż go usunął ale od tego momentu zaczęliśmy się przyglądac aparatowi i okazało się, że jest tego więcej tylko dużo mniej widocznych. Co gorsza mam wrażenie, że co zrobię parę zdjęc lub usuniemy już istniejące widać kolejne paprochy w innych miejscach.

Rozumiem, że jak w środku są już jakies paprochy to otwieranie aparatu, czyszczenie i nawet samo robienie zdjęc może je 'wzniecać' w środku ale skąd tyle tego w nowym aparacie? Od jednego testowania w sklepie? Posypało sie z naszego obiektywu? W 400d nie miałam tego problemu ale może jest tak, że miałam ale nie zwracałam uwagi..?

Dać do czyszczenia czy zignorować i sie nie denerwować bo to nieuniknione? Na zdjęciach paprochów nie widać..