pozwolę sobie rozładować swoją frustrację w tym wątku... :/

w zeszłym miesiącu miałem dość przyjemne zlecenie - dokumentację fotograficzną zakupowych szaleństw uczestniczek pewnej promocji, które wygrały zakupy ze stylistką w Mediolanie + kasę na ciuchy.

zadanie wydawało się przyjemne do momentu wejście do pierwszego sklepu. Niezależnie czy był to mały sklepiczek ze skarpetkami, czy x-piętrowa galeria handlowa typu po prawej Dolce&Gabbana, po lewej Prada, a za plecami LV - wszędzie, WSZYSCY (od sprzedawców po ochronę) mieli totalną obsesję "no photo Mister". Jakby mieli qrna na ścianach plany nowej bomby

Posunięte to było do tego stopnia, że nie mogłem nawet fotografować panny stojącej przed lustrem w kabinie przymierzalni (czyli nie widać NIC z super cennego / designerskiego wyposażenia sklepu, które konkurencja mogłaby skopiować). Grrrrrrrr.... Jakaś totalna paranoja. Byłbym to w stanie zrozumieć, gdybym chodził po pracowni projektanta, gdzie trwają właśnie praca nad kolekcją na przyszły sezon. Ale sklepy z ciuchami? common!

Uratowało mnie podejście: 1 fotka pstryk, "no photo Mister", ok sorry, ale jedna fota na karcie jest

Swoją drogą jak tylko sobie o tym przypominam to mnie trzęsie...