Miałem podobną przygodę. Na początku współpracy z Wyborczą w Częstochowie wpadłem przypadkiem na akcję CBŚ. Pod hipermarketem zwijali handlarza narkotyków. Nie byłem na miejscu podczas samego zamieszania ale już 30 min po. Dookoła był tłum gapiów więc wyciągnąłem aparat i fotografowałem. Gdy wracałem do samochodu dogoniło mnie dwóch "żołnierzy" CBŚ. Świecenie latarką z karabinu w oczy, szybkie wylegitymowanie. Potem podróż na komisariat i konfiskata (bezprawna) kart pamięci. Uległem policji z czystej nieświadomości i po stwierdzeniu, że zdjęcia są słabe i niepokazujące nic ciekawego i istotnego.
Potem wybuchła mała afera. Policja nie może konfiskować bez nakazów materiałów dziennikarskich. Stanowią one własność gazety. Tak czy inaczej jeśli pracuje się jako fotoreporter i poinformuje się o tym policję można iść w zaparte. Najlepiej dla pewności wykonać szybki telefon do redaktora naczelnego gazety. Ogólnie nie należy się uginać.
Oczywiście policja zwróciła materiał w nienaruszonym stanie. Gdyby skasowali choć jedną klatkę mieliby na głowie prawnika Agory. Ode mnie już w zasadzie nic nie zależało. Na drugi dzień po akcji zdjęcie było opublikowane.