Trochę nie tak - przecież do decydowania o takiej karze nie weźmie się pierwszego z brzegu gościa z ulicy, ale sędziego - zapewne doświadczonego i odpowiednich kwalifikacjach moralnych (nie pisz proszę, że takich nie ma), a jemu do pomocy asesora jakiegoś (żeby się otrzaskał z tematem) - późniejszego następcę.
A co do pomyłek - nawet na Dzikim Zachodzie wyroku nie wykonuje się od razu - zwykle w "death row" skazani(-ne) spędzają co najmniej kilka(-naście) lat, aby zmniejszyć możliwość ich zaistnienia - zob. np. http://www.azcorrections.gov/