Chciałbym pozanć Wasze zdanie nt jednego ze zjawisk w fotografii ślubnej (wolę to nazywać fotoreportażem ślubnym - bo taki uprawiam).
Wiele par coraz częściej dopomina się o choć kilka zdjęć cz-b. To się chwali - wydaje mi się, że jest wyznacznikiem jakiegoś gustu, rozumienia, że kolor to nie wszystko, że ważne jest światło, cień, kształt, kadr...
Z niekłamaną radością oddaję więc młodej parze kilka najlepszych kadrów w wersji cz-b. I nagle słyszę: a nie mógł pan zostawić tej różyczki w bukiecie czerwonej? Nie chodzi tu o kwestie techniczne, bo nie jest to trudne, ale coś takiego jest dla mnie zamachem/aktem terroru/wiejskim tuningiem czarno-białej fotografii. Owszem - z klientem się nie dyskutuje, chce, to ma. Ale kurcze - serce mi się kroi jak widzę czerwone korale czy czerwone różyczki na czarno-białej fotografii. Jak Wy widzicie/czujecie tą kwestię?
PS. Nie oddałem jeszcze nikomu ani jednego zdjecia gdzie byłaby taka profanacja...