To i ja pofilozofuję w niedzielny ranek:
Nie ma nic złego w tym, że ludzie zrzeszają się, spotykają i dyskutują. Ba, ludzie! - jakby muchy umiały pisać, to każda miałaby na zderzaku "W kupie raźniej!". Taka już natura...
To, że w takiej grupie pojawia się hierarchia jest też naturalne, to że na jej szczycie są zwykle najaktywniejsi i najstarsi stażem, też nie powinno budzić zdziwienia, a i to, że są "młode wilczki", które chcą walczyć z "systemem" (zwykle po to, żeby zbudować swój), to też chyba znana sprawa.
Nawiasem mówiąc, uważam, że ludzie skupiający się wokół grup dyskusyjnych mają, w porównaniu z klasycznymi zrzeszeniami, sporą swobodę wynikającą z anonimowości i niezależności geograficznej (ostracyzm jest więc mniej dotkliwy a i odwaga wyrażanych sądów rośnie).
A co do jakości i porównywania zdjęć - oprócz kanonu reguł decydującym czynnikiem jest gust oglądającego - i tu możemy sobie dyskutować do woli...
No i po raz kolejny sugeruję, żeby - szanując trudną pracę fotografów ślubnych - do całej tematyki podchodzić cum grano salis...