W dzisiejszych czasach nie wyobrażam sobie takiej poważnej wyprawy bez jakiegoś "przewoźnego" dostepu do internetu a zwłaszcza do zdjeć satelitarnych z mapą jak na przykład na Wikimapii... GPS to nie to samo (choć jak się już zgubimy to może być pomocny), bo nie widać na przykład jak i gdzie jakaś obiecująca polna droga przebiega i się kończy. Oczywiście można jechać asfaltem i wg zwykłej mapy, ale z doświadczenia wiem, że polnymi skrótami dociera się do celu szybciej, bezpieczniej (ruch) a już na pewno odkrywczo więc i ciekawiej (fotki!). Dopiero od niedawna jest ogólnie dostępna taka satelitarna penetracja terenu i planowanie tras więc gdybym tylko mógł to wykorzystałbym to na maksa. Poza tym choć z nawigacji tradycyjnej jestem dość dobry i nader doświadczony, to natura szperacza i poszukiwacza często zawiodła mnie na manowce (wymyśliłem nawet termin: "ścieżka manowiąca" ;-)) i trzeba było z ubytkiem sił a zwłaszcza dla psychiki albo wracać albo przeciskać się przez knieje lub bezdroża trzymając się słońca albo punktów orientacyjnych... A podczas dużej wyprawy psychika jest szczególnie istotna! Dzięki zdjęciom satelitarnym/lotniczym, każdą wyprawę można poprowadzić w sposób optymalny lub niepowtarzalny i wrócić z galerią zdjeć, którch nikt jeszcze nie zrobił!
A co do kilometrów to sądzę że 50km/dzień to takie mniej niż minimum, które na sprawnym rowerze jest w stanie zrobić każdy (no chyba że jedzie po autostradzie to z nudów umrze wcześniej ;-)). Nawet gdyby jechać 10km/h to wychodzi niecałe pół dnia (a co dopiero doby!). Te 10km/h to oczywiście teoria, bo średnia 20km/h jest niemal nie do ruszenia podczas wycieczkowej jazdy i można ją wkalkulować w trasę niemal jako pewnik! (pod warunkiem że sprzęt i kolarz zdrowi!) Uwaga, tak jak trudno jest średnią 20 zaniżyć tak też jest ją przebić a średnia 30 i wyższe to juz praktycznie jazda sprinterska czyli "nie dotyczy". ;-)