Sprawa zamyka sie w jednej rzeczy. Problem z pomairem swiatla odbitego jest taki, ze dokonujac pomiaru swiatla odbitego od sceny jaka fotografujemy nie jestesmy w stanie okreslic czy ekspozycja jaka uzyskamy nie jest zafalszowana z powodu tego od czego swiatlo sie odbija.
Sposobem na rozwiazanie tego problemu jest dokonanie pomiaru z wylaczeniem sceny, ktora moze spowodowac blad.
Wiec albo bierzemy do reki swiatlomierz i mierzymy swiatlo bezposrednio stojac w jej miejscu albo przed nia. Albo stawiamy szara karte, o ktorej wiemy, ze pomiaru nam nie zafalszuje i odczytujemy z niej prawidlowa ekspozycje. W obu przypadkach uzyskujemy prawidlowa ekspozycje nie mierzac swiatla odbitego od tego co fotografujemy.
Dla mnie caly zestaw (szara karta plus asystujacy jej swiatlomierz) jest przyrzadem umozliwiajacym pomiar swiatla padajacego na obiekt fotografowany.
To ze swiatlo musi odbic sie od szarej karty a dopiero potem pada na czujnik w swiatlomierzu jest dokladnie tym samym co wykonuje kopulka w swiatlomierzu do swiatla padajacego. Kieruje swiatlo na czujnik dokonujacy pomiaru w odpowiedni sposob. Sam czujnik jest bezuzyteczny bez odpowiedniego elementu kierujacego swiatlo. A majac juz czujnik (w aparacie) po co kupowac drugi skoro mozna dokupic sam element kierujacy swiatlo? To, ze sa to dwa oddzielne elementy znaczy, ze mierzymy calkiem cos innego? To jak sobie posklejam to od razu dokonuje pomiaru czegos innego?
Nie ignoruje niczyjej inteligencji. Przedstawiam tylko swoj punkt widzenia na ta sprawe i pisze, ze ja to widze inaczej.