Moze mi ktos uprzejmie wytlumaczyc o co chodzi, bo czegos tu nie rozumiem, a konkretnie polityki firmy Canon. Jest sobie calkiem przyzwoity A710 IS (nawiasem mowic jestem jego zadowolonym posiadaczem). Aparat ma mnostwo zalet i kilka wad, z ktorych najbardziej denerwujaca jest wolne ladowanie flascha, ale ludzie go kupuja i na ogol, tak jak ja, sa z niego zadowoleni. Oczekiwalbym wiec pojawienia sie modelu, w ktorym firma probuje wyeliminowac niektore wady poprzednika, np. wklada wieksza matryce 1/1.8" (byc moze jest to trudne przy duzych zoomach) albo skraca czas ladowania sie lampy nie mowiac o piecie achillesa u Canona - efekcie czerwonych oczu. A zamiast tego co sie pojawia? Canon A570 IS, w praktyce ubozszy, bo z mniejszym zoomem, odpowiednik A710. Nowszy procesor obrazu Digit III albo bajer w postaci rozpoznawania kilku twarzy, to mydlenie oczu w czystej postaci. Efekt czerwonych oczu rozwiazano... software'owo, tak jakby nie istanialo mnostwo darmowych programow przeznaczonych do tego celu. Smiac sie czy plakac. Rozmiar i ciezar zblizony i co najsmieszniejsze - ceny tez. Jesli mam do wyboru dwa aparaty o zblizonych parametrach, rozniace sie wielkoscia zooma, to oczywiscie wybiore ten z wiekszym, o ile nie pogarsza on jakis istotnych parametrow, typu szerokosc kata czy dodatkowe aberacje, czego w licznych testach nie widac. Kto wiec kupuje A570 i po co, majac do wyboru jego lepszy odpowiednik? Gdyby A570 kosztowal mniej o 150-200 zl rozumialbym. O co wiec tu chodzi, bo nawet zwyczajowe: "jesli nie wiadomo o co chodzi..." tez nie wydaje sie oczywiste? Moze Canon liczy na ludzka naiwnosc, ze nowe to na pewno lepsze.![]()