Pełne skłony lepiej zostawić w ogóle.
Mięśnie brzucha można na szybko na nasze potrzeby podzielić na te górne i dolne. Praktycznie wszyscy robią tylko górną część, bo dolnej i tak nie widać spod kąpielówek :-x
Górę też można podzielić na dwie części, dokładnie takie same.
Tę najwyższą część możesz ćwiczyć wsuwając nogi pod kaloryfer, łóżko czy co tam jeszcze, kładąc się (ręce pod kark) i zginając się delikatnie tylko tak, żeby spiąć mięśnie. Praktycznie nie odrywa się wtedy grzbietu od ziemi, nie naraża się na kontuzje. Świczenie takich spięć jest bardzo dobre na koniec męczącego treningu. Bardzo szybko wychodzą też mięśnie (przy mostku).
Na niższe partie potrzeba trochę więcej wysiłku. Najlepiej na przyrządzie do skłonów, ale gdy nie ma takiego w pobliżu, to również łóżko się przyda.
Pierwszy skłon robi się tak, żeby kolana były w sporym ugięciu, trochę mniej niż 45st. Później nie opuszczamy się do końca, tylko zatrzymujemy w połowie drogi do ziemi i wracamy. Wolniej się opuszczamy w dół i szybki powrót. To jest proste.
Trudniejsza wersja to to samo ćwiczenie, tylko z wychylaniem się na boki. Jedną fazę kończymy wychyleni w prawo, drugą w lewo. Wygląda to trochę tak, jakbyśmy chcieli naysować głową literkę "U" w powietrzu. Na początku trzeba złapać rytm, ale później już pójdzie prościej. Tym ćwiczeniem łatwiej jest zmusić do pracy mięśnie skośne, zmorę każdego faceta po 30tce.