Testowanie sprzetu jest ciekawe samo w sobie i nie ma nic wspolnego z robieniem zdjec. Dlatego nie ma zadnego powodu, zeby testerow wysylac na sile w plener. Po co? Trzeba nam jeszcze jednego ladnego zachodu slonca? Niechaj testuja, ja duzo wiedzy o praktycznej technologii wlasnie nabywam od testerow, bo Canon nam tych rzeczy nie powie.
Diagnoza jest chyba inna, nie zadna schizofrenia albo paranoja tylko zwykly rozziew miedzy oczekiwaniami opartymi na braku rozeznania technicznego i rzeczywistoscia.
Kurz na matrycy w nowym sprzecie to jest zapewne irytujace, lepiej by bylo, zeby byla czysta, ale to kosztuje. Taki kurz (newidoczny golym okiem) byl zawsze na wszystkim z wyjatkiem np. wnetrza ukladow scalonych, tylko trudno go bylo wykryc. Natomiast matryca cyfrowego DSLR to niezly mikroskop. Montaz zupelnie wolny od kurzu kosztuje bardzo duzo i pracownicy musza wdziewac stroje kosmonautow. Jedno machniecie reka albo pochylenie sie osoby z niezakrytymi wlosami i juz jest sto piecdziesiat pylkow. Ciekawe, ilu nabywcow doplaciloby np. $200 za czysta matryce na dzien dobry, chociaz zakurzy sie tak samo po kilku zmianach obiektywow.
Gorzej z wielkimi paprochami, latajacymi srubkami, albo oczywistymi wadami, jak np. roznica kilku stopni katowych miedzy wizjerem a sensorem w gadzecie za 8 kilodolarow (rezultat: pochyle horyzonty na zdjeciach). Nie ma watpliwosci, ze wskutek parcia na jak najtanszy automatyczny montaz jakosc cierpi w niektorych aspektach (w innych sie poprawia).
Ja sie dziwie, ze taka produkcje w ogole udaje sie zorganizowac w kilka miesiecy. Technologia jest w stazu przejsciowym - montuja prymitywne roboty, ale jeszcze petaja sie po halach ludzie. Czyli wyniki sa najgorsze z mozliwych - krzywo zmontowane bez mozliwosci indywidualnych poprawek, i na dodatek brudne. Dzisiaj Canon wysyla do serwisu z tym, co kiedys bylo korygowane w fabryce.
Niedlugo ludzi-brudasow juz nie bedzie trzeba, roboty beda lepsze i wszystko bedzie perfect.