Wiem, że zależy co chcę osiągnąć, to zależy od mojej wizji, zdolności i tak dalej... Chodziło mi jednak o pewne przyzwyczajenie i o większe możliwości dzięki jaśniejszemu światłu. Dla mnie czynnik wagi, wielkości, w porywach nawet kasy ;-) nie jest aż tak znaczący. I rzeczywiście <Arkan> ma rację, że za pomocą swych umiejętności można uzyskać inny rodzaj portretu: ostrośc? kontrast? bokeh? I jak popatrzyłem na kilka stów moich portretów to rzeczywiście. Gdzie indziej postawiłem na jedno, na drugie, trzecie albo w w różnych zestawieniach. Dla mnie najlepszy będzie chyba jednak 50mm 1.2 podpięty do 30D. Mnożnik da mi 80mm. 85mm z mnożnikiem to za dużo dla mnie. Szkoda, że nie ma 35mm 1.2. A właśnie - jak Państwo myślą - lepszy bokeh będzie np. w świetle 1.2 na 85mm niż 50, prawda?
Powracając do mojego pytanka z brakiem obiektywu... - będę bardzo tajemniczy - ktoś, gdzieś na jakimś forum (po prostu nie pamiętam) powiedział mi coś na ten sposób: Matryca czy błona światłoczuła jest dwuwymiarowym materiałem pokrytym elementami lub substancją, która reaguje z wiązkami fotonów i można dzięki temu uznać je za typ zwierciadła płaskiego. To z kolei ma nieskończony promień krzywizny, a więc nie może samo w sobie tworzyć obrazu. Potrzebne jest odpowiednie skupienie światła za pomocą soczewek, obiektywu.
Może coś w tym jest... ale brak obiektywu i skierowanie matrycy bezpośrednio w akcję... czy to nie tak, że mózgiem jest procesor, matryca nerwem wzrokowym, a oko obiektywem...? Jeśli amputuję sobie oko... i skieruję nerw wzrokowy na świat... nie sądzę, żeby jakość obrazu wygrała z naszymi obiektywami. To jak? Bo ja sądzę, że ktoś po prostu nie wiedział, że do lustrzanki trzeba kupić obiektyw. Teraz wszystko jest w zestawie. W drukarce tusz. W pilocie baterie. Na co mu obiektyw pomyślał zapewne... A może się mylę?