Żaden ze mnie profesjonalista. Nigdy nie zarobiłem na fotografii ani złotówki, zdjęcia robię głównie pamiątkowe.
Ale to jak wielkim amatorem jestem nie zmienia faktów, które są właśnie takie. Monitor z segmentu niedrogi, rozwala monitor z laptopa kosztującego tyle co samochód. Jakie tu ma znaczenie, czy amator, czy profesjonalista będzie do monitora zasiadał?
Powiem więcej, będąc amatorem, nie zdecydowałbym się na drogiego laptopa, tylko właśnie wybrałbym monitor stacjonarny, bo niższym kosztem osiągnąłbym lepsze efekty. Zwykle to profesjonalista może pozwolić sobie na coś drogiego, bo tego wymaga sytuacja, czyli zakup laptopa do obrabiania zdjęć w terenie, a nie amator.
Ktoś chce kupić laptopa i obrabiać na nim zdjęcia, ok. Przecież mu nie zabronię. Woli laptopa pd stacjonarki? Ok, a co mi do tego, jego sprawa. Ale nie nazywajmy tego laptopem do zdjęć, tak jakby laptop do zdjęć różnił się czymś szczególnym od dziesiątków innych laptopów. Jak każdy komputer, musi spełniać określone wymagania techniczne, żeby uruchomić określone aplikacje i tyle.
A tak buduje się mit komputera przenośnego, specjalnie do zdjęć, który sprawdza się w tej roli nieporównanie lepiej od innych, podczas gdy takiego sprzętu nie ma. Nawet Lenovo ThinkPad W701 nie jest w tym sensie laptopem do zdjęć. On jest przede wszystkim bardzo wydajny, zastępuję stacje roboczą, do tego ma pewne udogodnienia które nie są aż tak istotne, jak wbudowany tablet, który zapewne do pięt nie dorasta Ituos-owi 4, którego sobie możesz bez problemu do niego podłączyć vis USB. Ale jego ekran to nadal ekran laptopa, szału nima. Nawet jak na tanie monitory stacjonarne, nie porównując do profesjonalnych monitorów, czy wręcz konfiguracji wielomonitorowych.
Za cenę tego laptopa można złożyć deklasującą go wydajnością stacje roboczą, z dwoma dobrej klasy monitorami.
Ale jeden kupuje auto, bo ekonomiczne i bezpieczne, a drugi bo ma ładny kolor. Do tego czasem jest przymus z zewnątrz. Fakty zostają te same.