Tomek, jakoś mi to nie pasuje. W czasie kiedy studiowałem na Politechnice, na kierunku Elektronika i Telekomunikacja było dwóch "prawdziwych" profesorów, na całym Wydziale Elektrycznym kilku, może kilkunastu. Zapamiętałem tych z którymi miałem kontakt jako ludzi o dużej klasie i osobowości (dorobku naukowego nie podejmę się ocenić). Pamiętam, że wtedy byłem pewny, że nieprzypadkowo zostali profesorami "prezydenckimi", miałem i mam do nich duży szacunek. Moim zdaniem prawidłowo powinno być tak, że profesorem tytułować powinniśmy tylko profesorów zwyczajnych, pozostali to doktorzy, docenci itp.. Dla mnie profesor to synonim autorytetu, na to trzeba zapracować, uzyskanie tytułu musi być ukoronowaniem kariery naukowej i dydaktycznej. Uważam, że podobnie powinno byś w przypadku sędziów (wspomnianych w wątku wcześniej), prawnik (adwokat, radca, prokurator) u szczytu kariery mógłby "w nagrodę" zostać mianowany sędzią (i dostawać za to dużą kasę), tylko w ten sposób można odbudować prestiż i autorytet tych zawodów. Teraz możesz mieć 30lat i orzekać w sprawach o których słyszałeś na studiach i praktycznie nie masz zielonego pojęcia.
Jeżeli faktycznie jest tak jak mówisz to znaczy, że środowiska akademickie również się degenerują, że doszliśmy do sytuacji w której jedynymi autorytetami będą gwiazdy w rodzaju Paris Hilton.![]()
Nic tylko siąść i płakać.