No, cała ta dyskusja jest trochę nieuporządkowana :grin: .
1. Do zastosowań profesjonalnych (śluby!) lomografia ma niewielkie zastosowanie, ale też nikt na tym polu nie chce tworzyć konkurencji dla posiadaczy Canona, więc spoko...

2. Jako sposób na przeganianie nudy lomografia, czy helga jest równie OK, jak stosowanie dSLR Canona. Ma dwie zalety i dwie wady:
Wady:
- trzeba bez przerwy latać do labu żeby cokolwiek zobaczyć,
- zdjęcie ma wartość ograniczoną, nie można się nim pochwalić przed otoczeniem, z wyjątkiem współwyznawców lomografii i profesjonalistów Canona, którzy po siódmych potach cyfrowej codzienności czują i potrafią docenić urok maksymalnego skrótu.
Zalety:
- sprzęt full wypas można mieć za cenę ściereczki do obiektywu z napisem Canon.
- każdy kolega lomograf ma równie odjechane kolory, winiety, aberracje i co tam jeszcze matka optyka miała w magazynie. Usprawnienia techniczne typu kolorowe filtry na lampę błyskową nie zaskakują :grin: .

3. W wywoływarkach RAW mam zarówno channel-mixery do BW (rozumiem, że nie da się zrobić matrycy na luminancję, bo filmy miały przecież dyskretnie różną wrażliwość widmową), symulacje ok 50 filmów BW i papierów (nie licząc sposobów wywoływania i gradacji papieru), jak i symulacje lomo i Polaroida. To znaczy, że jak robię symulację Ilforda MG to jest sztuka, a jak Polaroida, to tandeta?

Zgoda, że podejście "tylko lomografia jest prawdziwa" jest z gruntu fałszywe i wkurzające, podobnie jak wszystkie tego typu uogólnienia.

Poranne pozdrowienia dla koleżeństwa :grin:

Sławek