No to po kolei, w końcu hydepark, do tego taki tytuł wątku, więc chyba możnaZamieszczone przez snowboarder
![]()
- Mniej więcej wiem czym jest prawo jazdy w USA i z czego to wynika (geografia - raczej średnio dobra komunikacja publiczna, polityka - ceny benzyny i swoboda jej marnotrawienia: silniki 5L w coupe, więcej samochodów niż osób w rodzinie itp.). Tu nie AmerykaWiem, że Szwajcaria nie jest pod tym względem reprezentatywna (system komunikacji), ale przez ostatnie parę lat naprawdę nie przypominam sobie, żeby mi jakoś strasznie brakowało samochodu. Czasami jego brak był drobną niedogodnością - ale nigdy niczym więcej.
- Ja naprawdę przez to, że nie mam prawa jazdy nie czuję się dumny - ale jakoś specjalnie gorszy też nie. Dla mnie to dokument mniej więcej takiej klasy jak karta pływacka, wędkarska, czy forumowy identyfikatorRobi się go wtedy, gdy ma się potrzebę, ochotę, albo jedno i drugie. Do tej pory nie miałem. Moim bezpośrednim przełożonym w pracy jest profesor, który też nie miał. I żyje, i ma się dobrze, a o bycie imbecylem bym go raczej nie posądził ;-)
- ... a kiedy potrzeba się pojawiła (zaznaczam: potrzeba nie ochota)... Egzamin 8 września, póki co (od niedawna) na pokazy wozi mnie żona, której udało się zdać odrobinę wcześniej
- natomiast gdyby nie fakt pojawienia się realnej potrzeby zrobienia prawka (no dobra, nie będę ściemniał: dzieci w drodze ;-)), nadal żył bym sobie w błogiej nieświadomości bycia imbecylem. I byłoby mi z tym dobrze. Howgh
Z naszych pogaduszek na PM wnioskuję, że dla Ciebie samochody są pasją - i mam nadzieję, że tylko z tego biorą się tak emocjonalne wypowiedzi jak cytowana. Dla mnie są tylko "czterokołowym urządzeniem pomocnym w przemieszczaniu się z punktu A do B". Pod pewnymi względami lepszym, pod pewnymi gorszym od np. pociągu, albo autobusu miejskiego.
No kurde, prościej już nie umiem...