W ubiegłym roku: sobota. korek jak cholera, z 3 pasów robi się jeden, ja się spieszę do Młodej, więc za bardzo nie przejmuję się tym, czy ktoś mnie wpuszcza, czy nie. Zajeżdżam drogę jakiejś pańci, oczywiście wymyśla mi, macha łapami. W ramach odpowiedzi posyłam taki przymilnie bezczelny uśmieszek i jadę dalej. Do Młodej zdążyłem na umówioną godzinę. Uff... 20 minut później na podwórko wjeżdża tamta pańcia, wyciąga z tyłu suknię ślubną i zaczyna: "nawet córeczko nie wiesz, jaki był korek, jak ci ludzie bezczelnie jeżdżą.." Nawet się nie łudziłem, że mnie nie pamięta, miałem za bardzo charakterystyczny samochód..
Swoją drogą trzeba mieć niezłe szczęście, żeby wymusić, przejechać pół miasta i spotkać się z kimś pod jego domem.