Opowiem historyjke nie z wesela ( nie ja pierwszy zresztą) Pamietam jak kilka lat temu pojechałem do Morskiego Oka na rowerze. Było to w tym roku kiedy ktoś wyjątkowo mądry zakazał jężdzenia na rowerach ta trasą ze wzgledu na zdrzjące się wypadki - równie dobrze mogli zamknąc całą zakopianke bo na niej tez zdarzają sie wypadki - ale to taka mała dygresja. W kazdym bądz razie dojechałem na miejsce, upocony wyjołem aparat ( Canon EOS5 ( analog oczywiście
) pstryknołem tradycyjny widok z barierką przed schroniskiem. Jako ze wiadomo było juz wtedy że to ostatnia okazja na takie zdjęcie postanowiłem uwiecznic również siebie z rowerem. Rozejrzałem się po tłumie kto mógłby to zrobić i między kilkoma paniami zobaczyłem mlodzinina z Nikonem F4. Mysle sobie - O to jest własciwy człowiek, przynajmniej nie bede tłumaczył ze do zoom'a nie ma przycisków tylko trzeba pokrecic pierścieniem na obiektywie . Podszedłem wiec do gościa mówie co i jak po czym otrzymuje taka odpowiedż - cytuje słowo w słowo bo dobrze zapamietalem treść jak i sarkastyczny ton wypowiedzi: " Prosze pana ja tu nie przyjechałem żeby pstrykać rodzinne zdjęcia ja jestem artystą poszukuje natchnienia a pan mi je odbiera ..." Ciekawe co to za natchnienie miało byc miedzy tymi ludźmi jedzacymi frytki z baru
. W kazdym bądź razie zamiast artysty zdjęcie zrobiła mi pani z głupawka - nawet wyszło
![]()