Mam 450D od okolo miesiaca. Nigdy nie sprawdzalem go pod katem hot/dead pixeli zeby sobie nerwow nie psuc. Jednak po dzisiejszej sesji w ISO400 zobaczylem czerwonego gnojka i to juz przy 1/60. Trudno sie mowi, zrobilem test z dekielkiem przy roznych czasach i ISO. Przy ISO100 nie widac ich do 1sek, potem sie ujawniaja, przy ISO400 i 1/60 sa juz dwie grupy, jeden bialy z 4 satelitami symetrycznie rozlozonymi dookola oraz ten drugi czerwony skladajacy sie z ok 10 pixeli obok siebie. No i sie zalamalem, bo mam zamiar robic duzo nocnych fotek w tym nieba na dlugich czasach. Przy iso 400 i 30sek pixeli juz bylo ok 32, w trzech grupach. Dwa czerwone i jeden bialy.
Jaka jest polityka Canona w stosunku do czegos takiego? Kupowalem w MM byla ta opcja oddania do 7 dni, ale jakos mi nie wpadlo wtedy do glowy aby to sprawdzic i niestety... Czy jak teraz oddam na naprawe w ramach gwarancji to czy takie cos zostanie uznane?
Znalazlem gdzies w sieci smieszna procedurke domowej naprawy takich pixeli, i tez tak zrobilem, pominalem te ladowanie baterii itp cuda, i przeszedlem do pozycji w menu > manualnego czyszczenia matrycy z podniesionym lustrem i otwartym obiektywem przez ok 1min.
Po zabiegu pixel zniknal, i przy iso 400 i 30sec ogolna poprawa siegnela ok 60% pixeli ktore zniknely, za to pojawil sie inny bialo-czerwony w nowym miejscu (!), ale widoczny tylko przy bardzo dlugich czasach. Nie wiem jak to wszystko rozumiec. Pixele sie moga przemieszczac?
Na czym w ogole polega mapowanie pixeli? Wylaczane one sa, czy tez przyjmuja wartosci pixeli im stycznych cos jak antiliasing ?
Nie wiem co teraz, zrobic, oddac do serwisu czy olac.