Jak ma się sprawa z ergonomią uchwytu w 350D każdy wie. Mogłoby być lepiej. Małe, żółte rączki japońskich inżynierów zaprojektowały uchwyt mający wyraźnie skłaniać do kupna droższych modeli. Oto w czym problem:


Pomiędzy zgiętymi palcami a gripem jest całkiem spora wolna przestrzeń, a palce mam niezbyt długie. Taka sytuacja zmusza do silnego obejmowania gripa dla zachowania stabilności lub w ogóle do utrzymania aparatu gdy zamontowane jest cięższe szkło. Postanowiłem coś na to poradzić. Wykonałem kilka prób testujących pomysły. Poniżej przestawiam rezultat.

Potrzebne materiały i narzędzia:
- folia stretch do żywności
- poxilina
- pilniki różne, gruby papier ścierny
- jak ktoś chce to spray czarny.

Pomysł się już chyba wyklarował. Z poxiliny wyprodukujemy pogrubienie oryginalnego gripa.

Z aparatu dobrze usunąć pasek, zdjąć obiektyw, założyć dekiel. Na aparat należy nałożyć folię stretch. Nie żałujmy jej, trzeba jej dać tyle, aby móc spokojnie złapać całe body dwiema rękami przez tę folię. Jak tylko rozrobimy poxilinę to nasze palce będą nieco nią pobrudzone i będą zostawiać ślady na plastiku obudowy. Folii nie należy napinać, ma być swobodna.

Rozrabiamy poxilinę według zaleceń producenta. Moim zdaniem wystarczy w zupełności połowa małego opakowania poxiliny. Bardzo spieszyć się nie trzeba, po rozrobieniu mamy około 7 minut na spokojne jej układanie. Jeszcze raz przestrzegam przed dotykaniem nieosłoniętego plastiku rękami, które wcześniej dotykały miękką poxilinię.

Rozrobioną poxilinę nakladamy na folię na gripie. Najcieniej przy klapce CF i od strony bagnetu, najgrubiej po środku.


Warto od rozrobionej masy oddzielić kawałeczek i odłożyć na jakiś papierek. Po nim poznamy kiedy poxilina się zrobi twarda.

I teraz łapiemy wszystko łapką, odciskając w poxilinie swoje palce.


Według mnie najlepiej aparat trzymać gripem do dołu, wtedy zapewnia się w miarę równomierny docisk. Dłoń należy ścisnąć zdecydowanie, przy czym głównie chodzi tu o maksymalne zbliżenie końców palców do gripa tak, aby nasza wytwarzana przekładka nie spowodowała, że palce przestaną się mieścić między gripem a obiektywem.

Poxilina zacznie nam robić ciepło w dłoń, ale trzymamy twardo. Gdy temperatura zacznie spadać, zwykle oznacza to, że poxilina już tężeje. Na pozostawionym kawałeczku sprawdzamy twardość. Nie ma co się spieszyć, zwolnienie chwytu powinno nastąpić po dobrym stwardnieniu masy, około 15 min od rozrobienia.

Aparat stawiamy na stole i powoli zwalniamy uścisk. Palce odejdą od poxiliny spokojnie, to nie cyjanopan. Powinniśmy uzyskać coś takiego:


Dzięki zastosowaniu folii, da się nasze dzieło zsunąć z gripa. Po odczekaniu około godzinki poxilina robi się zupelnie twarda. Folię należy oddzielić od poxiliny, po umyciu szczotką wodą z mydlem poxilina traci resztki swej kleistości. Przy użyciu pilników i papieru ściernego usunać ostre krawędzie, nadlewy, wymodelować tak aby wyglądało dobrze i pasowało do dłoni. Oto rezultat:


Postanowiłem pomalować to na czarno, po potraktowaniu sprayem wygląda to następująco:


Nakładka pasuje bardzo ściśle na uchyt, niemalże sama się go trzyma. Całkowicie pewne umocowanie zapewnią małe kawałeczki cienkiej dwustronnej taśmy klejącej.

Obecnie spray twardnieje, ale proby wykonane przed pomalowaniem wykazały niesłychany wzrost komfortu trzymania aparatu w garści. Nie dość, że jest wreszcie za co złapać, to na dodatek aparat jest doskonale dopasowany do naszej własnej dłoni.