Przez trzy lata fociłem 10D. Zrobiłem ok. 70tys fotek (btw migawka ciągle ma się dobrze). Jestem hobbystą amatorem. Focę głównie rodzinnie - synka, żonkę oraz "do kotleta". Naczytawszy się dpreview uzbierałem przez ten czas całkiem sporą szklarnię, którą w końcu w większości sprzedałem bo mi się nie chciało tego nosić a rodzina nie widziała różnic na odbitkach. W końcu kupiłem Tamrona i od tamtej pory się z nim nie rozstawałem.

Jakieś dwa tygodnie temu skusiłem się na upgrade. Padło na 30D + 24-105. Pierwsze fotki i rozczarowanie. Zdjęcia przekontrastowane, "plastikowe". 10D był bardziej miękki ale przez to bardziej plastyczny. Mówię o efektach na odbitkach. Na pewno 30D wypada lepiej jeśli chodzi o stuprocentowe cropy, ale mi akurat nie o to chodzi. Próbowałem z różnymi Picture Stylami, coś tam poustawiałem ale ciągle nie mogłem uzyskać zadawalających efektów. W RAW-ach nie robię bo mi szkoda czasu.

Po kilku dniach zmagań z 30D i 24-105 dałem za wygraną i rzutem na taśmę zdecydowałem się sprzedać to kombo i kupić 5D - w zamiarze używania w zasadzie tylko z poczciwym Tamronikiem. Efekty - ha, po prostu inna bajka! Niesamowita plastyka obrazu, wręcz 3D, całkiem inny feeling zdjęć.

W przypadku DSLR zasada: jak najlepsze szkło a body jakiekolwiek IMHO się nie sprawdza. Wolę odłożyć na 5D i focić "choćby" z Tamronem niż przypiąć drogi zoom 24-xx L do 30D.

Takie moje przemyślenia.