Moje "podniety" sprzętem komputerowym zaczęły się od komputera... Neptun (tak się chyba nazywał o ile dobrze jeszcze pamiętam) - gabarytowo było to nieco duże ale można było pograć w "Snake'e" :-)) Ta maszynka stała wówczas w okratowanym pokoju na uczelni mojego ojca i trzeba było się zapisywać w kolejce do używania :-) Potem było ZX81 (cudowny kalkulator), Spectrum + i zaraz potem Atarynka 65XE. W międzyczasie używałem sobie u ojca w pracy Atari ST (to był totalny wypas - programy na dyskietkach, kolorowy monitor i myszka - normalnie ekstaza w biały dzień...) i pierwszych XT i AT (pamiętam Flight Simulatora ładowanego z dyskietek 5.25 na grafice Hercules-pamiętam, że to był wtedy dla mnie szczyt realizmu w grafice). Potem miałem swoje pierwsze XT, później 386, 486, pierwszego SoundBlaster, Gravisa Ultrasound (demko Second Reality wymiatało na nim!) ....i w pewnym momencie przestały mnie już komputery, jako sprzęty, kręcić :-) Nabrałem czysto utylitarnego podejścia, jak do lodówki, pralki czy miksera :-) Może to kwestia tego, że z biegiem czasu wszystko stało się normalnie dostępne i komputer stracił tajemniczą otoczkę niedostępności dla maluczkich :-) No, przeżyłem jeszcze kilka fascynacji po drodze-bo było jeszcze SGI (Silicon Graphics) - cały czas mam Indigo i Indy a kiedyś o mało co na eBay'u germańskim nie kupiłem Onyx'a :-). Żałuję tylko, że nigdy nie miałem dłuższego kontaktu z Mac'ami - obiecuję sobie od paru lat, że w miarę środków sprawię sobie Maczka, ale jakoś mi to nie wychodzi. Zresztą teraz Makówy są na Intelu robione, więc chyba sobie odpuszczę ;-)