Od jakiegoś czasu w sieciach handlowych klienci posiadający aplikację danej sieci na smartfonie uzyskują większe zniżki cen od klientów bez aplikacji.
Parę dni temu w Biedrze taka sytuacja z cenami: masło na kartę "Moja Biedronka" 3,99 PLN, a z aplikacją 2,99; szynka surowa z aplikacją 11,99 PLN, a bez niej 18,99 PLN.
Od dawna karta "Moja Biedronka" jest powiązana z numerem telefonu jej posiadacza, czyli Biedra dokładnie wie, co kto kupuje, i wysyła mu na telefon różne reklamy, więc co ta firma ma za interes, aby dawać horrendalnie wyższy rabat za zainstalowanie sobie ich aplikacji?!
Moim zdaniem nie chodzi tu o aplikację, ale o to, aby zachęcić do kupna smartfona każdego, który go jeszcze nie ma, i go do niego uwiązać.
Można się cieszyć, że jest nowocześnie, funkcjonalnie i tanio, ale do czasu. Dane o tym, co kto kupuje, spokojnie można wyciągnąć z karty płatniczej w powiązaniu z paragonem, zwłaszcza jeśli zlikwidują gotówkę, więc po co smartfon? Tylko dla śledzenia śladu węglowego użytkownika?
Na razie to jest zabawa, ale pożyjemy i zobaczymy, że to już nie będzie zabawa. Jak kogoś to ominęło, to niech sobie poszuka, jak się zachowuje tlenek grafenu pod wpływem fal 5G.
--- Kolejny post ---
Nie, jeden mi wystarczy, bo zastępuje wszystkie 5 w smartfonie, ale czasem biorę nawet 3.
Córka dokładnie zna moje moje zapatrywania w kwestii smartfonów, a ja nie oceniałem zdjęć, lecz ich jakość.
To są jakieś insynuacje niczym nie poparte. Córka umie robić zdjęcia wszystkim z wyjątkiem pudełka po butachnatomiast jakość tych zdjęć często zależy od tego, czym były robione, i w jakiej skali zostały zaprezentowane.
Tymczasem ja albo idę z zamiarem robienia zdjęć, a wtedy biorę aparat, albo bez tego zamiaru, i wtedy aparatu nie biorę, bo nie potrzebuję rejestrować czego popadnie. Gdyby nawet lądowali Marsjanie, to bym to olał, albo się wściekł, że nie mam konkretnego aparatu, tylko jakiś pizdryk.