Dzisiaj to jest jeszcze cały uj. Jak robiłem zdjęcia na filmach i nieopatrznie wziąłem aparat na rodzinną, lub koleżeńską, imprezę, to nie dość, że narobiłem zdjęć, to jeszcze odbitek, i wszyscy chcieli te odbitki za darmo. Mi się robiło głupio, żeby chcieć przynajmniej zwrotu kosztów, ale moja żona protestowała głośno, i w efekcie część rodziny znielubiła moją żonę. A ja przestałem nosić ze sobą aparat, jak mnie nikt nie prosił o zdjęcia, i nie deklarował przynajmniej zwrotu nakładów.

W branży graficznej jest jeszcze gorzej. Zleceniodawca widzi się królem świata, który płaci i wymaga, tyle że bardziej wymaga, niż płaci. O zadatku nie ma mowy, osiedzi się więc człowiek nad projektem, który ma prawo się nie spodobać, bo klient sam nie wie, czego chce, dopóki nie zobaczy, co może mieć, potem zleceniodawca się wypina, i elo!