Nie chcecie radzieckich fleszy, to bez łaski, będą enerdowskie.
A więc trójca fleszy spaleniowych produkowanych przez enerdowskiego potentata w dziedzinie lamp błyskowych - VEB Elgawa Plauen.
Elfi - lampa produkowana pierwotnie w l. 50. przez VEB Eletrotechnik Eisenach, potem przejęta przez Elgawę (ale nadal z pozostawieniem logo EE, starego producenta, na korpusie). Moja pochodzi w każdym razie z 1963 i jest firmowana przez Elgawę.
Lampa synchronizowana była przez kabel PC, zasilana była jedną baterią 22,5 V i przystosowana do żarówek z mocowaniem bagnetowym BA 15 s, a przez adapter - jak na zdjęciu - można było i stosować mniejsze żarówki bezcokołowe. Liczba przewodnia zależała od użytej żarówki i wynosić mogła np. od 24 do 48 m. Lampa wyposażona była ponadto w lampkę stanowiącą tester baterii i żarówki (na rysunku w instrukcji nr 4), do transportu zdejmowało się mocowany bagnetowo reflektor, korpus wkładało do jego wnętrza, a całość do okrągłego futerału ze skaju. Lampa wywarła też niejaki wpływ na polski przemysł fototechniczny, ale o tem potem.
![]()
Luxi - kompaktowy flesz produkowany od l. 50. (ten egzemplarz pochodzi z 1958). Podobnie jak poprzedni, przystosowany do żarówek z mocowaniem BA 15 s (lub bezcokołowych z adapterem - na zdjęciu), zasilany jedną baterią 22,5 V i synchronizowany przez kabel PC. Do transportu reflektor wsuwał się w dół na obudowę, a widoczny z przodu u góry korpusu blaszany przycisk służył do wypychania zużytej żarówki.
![]()
I wreszcie powiew nowoczesności - kompaktowy flesz SL2 (albo L2) wprowadzony na rynek gdzieś w l. 1973/74 i nieprzypadkowo nawiązujący nazwą do serii popularnych enerdowskich aparatów na filmy w standardzie SL. Tym razem lampa przystosowana była tylko do żarówek bezcokołowych (np. Narva X-1 czy polskie LB-2, o liczbie przewodniej 24-28 m), dzięki zastosowaniu układu elektronicznego zasilana była tylko jedną baterią R6 (AA) i produkowana była w dwóch wersjach - z synchronizacją przez stopkę (na zdjęciu) lub przez kabel. Do transportu reflektor obracało się, chowając go za obudową. Po wciśnięciu przycisku z boku obudowy widoczna wewnątrz sprężyna wyrzucała spaloną żarówkę - przez co nie trzeba było wyciągać ręką gorącej.