Tak to jest oczywiście ubezpieczenie, bo najwygodniej to ugryźć wszystkim w ten sposób (pracuję w ubezpieczeniach jako underwriter, choć akurat zajmuję się zupełnie innymi ubezpieczeniami).
Zaliczyłem ogólnie kilka własnych szkód, łącznie z kradzieżą półtorarocznego auta i ubezpieczenia uratowały mi skórę, ale gwarancji na sprzęt foto nigdy nie przedłużałem.
Wydaje mi się, że fotografia jest jeszcze na tyle precyzyjną dziedziną, że jak coś ma być nie tak to wyjdzie bardzo szybko w okresie gwarancji, a jak nie wyjdzie to będzie hulać. Zresztą, nie licząc jakiś powszechnych wpadek producentów (głównie znam te z Nikona), raczej rzadko na forach i Facebooku czytam o jakichś dziwnych usterkach zaraz po gwarancji.