Dokładnie tak samo, i na takich samych zasadach, współpracowałem z zakładami fotograficznymi, i też odbijałem światło gdy się tylko dało, ale tutaj była wyjątkowa sytuacja pod tym względem (pomijając ślub własnej córki), że pierwszy i jedyny raz użyłem dwóch lamp błyskowych na korpusie, z których jedna waliła na wprost, i to od niej te cienie. Wtedy byłem już "nieczynny zawodowo" i potraktowałem to jako niezobowiązujący eksperyment używając OM-4 dlatego, że miałem do niego jasne 135 mm i daleki dystans. Normalnie używałem Canona EOS 650 z lampą EZ 540 i obiektywu Sigma 28-135 mm f/3,5-5,6, czasem 50 f/1,8, czasem Vivitara 100 mm f/3,5. Przy ślubach podczas składania przysięgi i zakładania obrączek było za mało czasu na eksperymenty z oświetleniem, np. z wyłączaniem lampy wspomagającej, no i wtedy czas ładowania lampy wynosił 5-7 s, co jeszcze bardziej ograniczało możliwości.