Zacznę tak: Moi drodzy, piszę do Was powoli, bo nie wiem, jak jest u Was z czytaniem.
Skupcie się więc na tym, co piszę, a nie na tym, czego nie piszę.
Zachęcony przez tych, którzy w systemie R składającym się początkowo wyłącznie z aparatów FF już okrzepli tak, jakby wyssali je z mlekiem matki, siejącymi na lewo i prawo peany na cześć wspaniałego, bezbłędnego AF i równie wspaniałej współpracy z obiektywami EF, postanowiłem osobiście sprawdzić, czy w segmencie APS-C systemu R jest też tak wspaniale, jak się powinno spodziewać, czy jest tak kiepsko, jak podejrzewałem, bo przecież zasada pozycjonowania produktów firmy C nie przestaje działać nigdy.
Pokazały się modele R7 i R10, którym towarzyszyła taka reklama, że tylko zegarek nie stawał, więc- korzystając z promocji- zakupiłem korpus R10 z adapterem do EF, albowiem na tym etapie tylko taka współpraca mnie interesowała, i tylko w tym kierunku poczyniłem testy z posiadaną przeze mnie optyką, a specyficznie tylko z dwoma interesującymi mnie obiektywami, czyli EF 1,8/50 mm Mk I oraz EF 4-5,6/100-400 mm L IS II.
Trochę zdjęć statycznych motywów w domu, przy świetle zastanym, poczyniłem też używając EF-S 3,5-5,6/18-55 mm IS STM oraz EF 2,8/40 mm, ale to margines, któremu może poświęcę zdanie lub dwa.
Jak R10 działa w swoim natywnym ekosystemie, czyli z obiektywami RF i RF-S nie wiem, i poza małym wyjątkiem nie miałem możliwości tego sprawdzić, ani nawet mnie to na tym etapie nie interesowało, więc się do tego w ogóle nie będę odnosił.
Zaczęło się od testowania układu śledzenia dowolnego celu z użyciem obiektywu EF-S 18-55 STM i 1,8/50, bo żadnego żywego inwentarza poza żoną nie posiadam, a akurat była nieobecna, natomiast na dworze było już ciemno.
Stwierdziłem, że funkcja śledzenia dowolnego celu działa kapryśnie, niestabilnie, niedokładnie, i trzeba mieć czas i anielską cierpliwość, aby z niej korzystać. Aparat sam sobie ustala i dowolnie zmienia wielkość ramki śledzącej, gubi obiekt i łapie byle co. Przy dalszych motywach jest jeszcze jako tako, ale poniżej 1 m to rozpacz, gdy siłą rzeczy robi się zdjęcie z małą GO, bo ostrość jest ustawiana zbyt mało dokładnie, i w przypadkowej płaszczyźnie.
Potem spróbowałem coś w domu sfotografować z odległości 1,5 m obiektywem 100-400 przy 400 mm ogniskowej. Aparat rzeźbił kilkanaście sekund, zanim nastawił ostrość. Spróbowałem z obiektywem EF-S 55-250 STM przy 250 mm i było tak samo, a przy ogniskowych ok. 150 mm już było dobrze na obu obiektywach. Wartość ekspozycji była +6 EV, więc nijak to się miało do deklarowanej czułości układu AF od -4EV.
Gdy wróciła żona, to spróbowałem zrobić jej parę zdjęć używając funkcji śledzenia oka z użyciem obiektywu EF 1,8/50 mm Mk I przy f/2. Wszystkie wykazały znaczny back focus, sprawdziłem więc obiektyw na klinie do kalibracji, i też wyszedł back focus. Sprawdziłem więc obiektyw z korpusem M5 i żadnego BF nie było, a przecież oba aparaty mają praktycznie tę samą matrycę 24 Mp Dual Pixel.
W międzyczasie doszedłem do dwóch wniosków: że może powinienem kupić co najmniej obiektyw 1,8/50 STM, oraz że chyba sfrajerowałem sprawę nie kupując kitowej zapchajdziury RF-S 18-45 STM, bo może się hipotetycznie do czegoś przydać, zważywszy, że z adapterem i EF-S 18-55 STM małe to-to nie jest, a ta zapchajdziura oddzielnie jest wyceniana na ponad 1700 PLN! Pytam się- za co?!, ale skoro jest okazja ją mieć za "pińćset", to trza ją mieć, i zrealizowałem oba zamiary, czyli zakupiłem EF 1,8/50 STM oraz drugi zestaw R10 z kitowym obiektywem.
Posiadany zestaw postanowiłem zwrócić zaraz po otrzymaniu drugiego, a dzień wcześniej, niż on nadszedł, dostałem "pięćdziesiątkę" i zdążyłem też desperacko zrobić trochę zdjęć ptaków ze 100-400 przez okno, bo jaką pogodę mamy od dłuższego czasu, to tłumaczyć nikomu nie muszę. No i wyszły pewne kwiatki.
Obiektyw 1,8/50 STM ostrzy w punkt na klinie, ale już w eye detection ostrzy gdzie chce, chociaż punkt AF trzyma się oka i go nie puszcza, ze wskazaniem na back focus, ale też front focus, a odsetek złych zdjęć przeważa zdecydowanie nad wyostrzonymi mniej-więcej tam, gdzie trzeba, czyli postęp jest niewielki, zgoła żaden w trybie śledzenia oka.
Ptaki za oknem to były gawrony na trawniku w odległości 15-25 m i jakieś gołębie, dość spokojnie sobie spacerujące. Fotografując z góry ma się dobre pojęcie, gdzie aparat ustawia płaszczyznę ostrości- ze względu na jej pochylenie ostro powinno być zdecydowanie przed obiektem i na obiekcie, ew. na obiekcie oraz dość równomiernie przed i za obiektem.
Ze względu na fatalną pogodę, już mając ISO 6400, nie byłem w stanie użyć czasu dłuższego, niż 1/800 s lub 1/640 s, co jest zbyt długim czasem do fotografowania obiektów w ruchu, ale wtedy się patrzy na ostre elementy tła, gdzie one są, natomiast obiekt może być nieostrym bo poruszonym.
Starym systemem, w normalnym servo AF, trzeba aktywnym punktem AF śledzić obiekt, co nie jest proste i jest powodem błędów, bo sensor może złapać tło za obiektem, jest to więc normalne i usprawiedliwione. Można też zamiast w małą głowę ptaka celować w jego nogi lub to, na czym siedzi, aby uniknąć powyższego błędu, ale fotografując z góry nogi nie są w tej samej płaszczyźnie, co głowa, więc akurat to by nie był dobry pomysł.
W trybie śledzenia ptaków aparat robił to wyśmienicie cały czas utrzymując punkt AF na głowie, a nawet na oku, ale efekty tego były kiepskie, ponieważ ostrość była notorycznie poza ptakiem. Spróbowałem więc normalnego servo AF, ale niczego to nie zmieniło- BF był notoryczny, a odsetek zdjęć wyostrzonych w tej płaszczyźnie, co trzeba, osiągnął nędzne 20% przy średniej prędkości zdjęć seryjnych ok. 8 kl./s. Nie miało też większego znaczenia, czy ptak akurat lazł, czy się zatrzymał.
Szybko, dla porównania, założyłem obiektyw do Canona 7D II, a oprócz tego wziąłem C 6D z prosto z pudełka wyciągniętą Sigmą 150-600 C, zupełnie nie kalibrowaną, i zrobiłem zdjęcia.
Canon 7D II praktycznie przy takich samych parametrach ekspozycji osiągnął niecałe 75% trafień, natomiast 6D z Sigmą 150-600, przy 1/400 s z ręki i 600 mm, ISO 8000-12800 na pełnej dziurze 75,5% trafień, czyli wyniki z lustrzanek i z R10 dzieliła totalna przepaść na korzyść lustrzanek.
Zwracając więc aparat uczyniłem adnotację, że to było powodem jego zwrotu, a nie to, że nabyłem drugi zestaw, albowiem początkowo zamierzałem zwrócić nietknięty korpus z tego drugiego zestawu. A gdy on nadszedł, to mogłem dokonać następnych porównań.
Okazało się, że stary EF 1,8/50 Mk I ma dużo mniejszy BF przy testowaniu na klinie (a on i wersja STM ostrzą tak samo dobrze na M5).
Zdjęcia w mieszkaniu z obiektywem 100-400 tym razem wyszły dobrze, ostrzenie było szybkie i bezproblemowe- duży postęp.
Przy próbach fotografowania gawronów za oknem odsetek trafień wzrósł do max 33%, ale niezależnie od tego, czy zdjęcia robiłem przy większym zachmurzeniu jednego dnia, czy przy mniejszym drugiego dnia. Tu spadło tylko ISO z 6400 (a nawet więcej, bo było tak ciemno, że sporo zdjęć zostało niedoświetlonych o nawet ponad 1 EV) do ISO 2500, ale odsetek trafień się utrzymał na takim samym poziomie ca 30%, co jest w jawnej i wysokiej dysproporcji do osiągów moich lustrzanek.
W przypadku zdjęć ze śledzeniem oka z obiektywem 1,8/50 STM na nowym korpusie sytuacja nie uległa poprawie. Zatrważająco dużo - ponad 50%, ma FF lub BF nie tylko przy f/2, ale także przy f/5,6 odjazdy są takie, że się oko w GO nie mieści przy robieniu zdjęć zupełnie statycznych z odległości ok. 2 m i z lampą błyskową, aby uniknąć poruszeń fałszujących wnioski. Nie ma też znaczenia, czy używam One Shot AF, czy Servo AF z układem śledzenia.
W związku z powyższymi ustaleniami formułuję następujące wnioski:
1. Współpraca R10 z moimi obiektywami EF nie jest poprawna , a nie są to byle jakie obiektywy. Jeden jest flagowcem, a drugi jest takim "must have" dla każdego, kto używał sprzętu starszej generacji i po prostu go ma.
Ogólnie ostrzenie zarówno w trybie One Shot jak i w Servo AF z wykorzystaniem pojedynczego punktu AF działa bardzo dobrze, ale uruchomienie funkcji śledzenia obiektów i oczu generuje poważne błędy ustawiania ostrości.
2. Współpraca może zależeć od konkretnego egzemplarza aparatu lub adaptera, ale zależności krzyżowych już nie badałem, bo już się nie spodziewałem cudu, i nie miałem na to ani czasu, ani zdrowia.
A teraz inne kwiatki, czyli szydercze pomysły facetów w pasiakach.
1. Nieskończonym draństwem jest ponowna implikacja w tym korpusie najbardziej wrednej baterii, jaką jest LP-E17. Zamienniki ani nie są ładowalne w oryginalnej ładowarce, ani nie jest wskazywany ich poziom rozładowania. Odcięcie zasilania przy korzystaniu z zamiennika jest nagłe i niespodziewane. Używałem i zamienników, i oryginalnej baterii od M5, i żadnych różnic w działaniu aparatu poza brakiem wskazań stanu baterii nie zauważyłem.
2. Faceci w pasiakach zrobili bagnet RF tak dalece niesymetryczny, że założenia dekla na body lub na tył obiektywu jest jeszcze większym wyzwaniem, jak zakładanie obiektywu do korpusu, bo dekle nie mają tych czerwonych kropek. Trudno jest to zrobić szybko i po omacku, więc się zastanawiam po kiego to w ogóle jest?!.
3. Komora baterii jest ciasna, a zatrzask baterii jest prymitywny, zrobiony z kawałka sprężystego plastiku, więc ludziom przyzwyczajonym, że bateria sama wyskakuje po zwolnieniu zatrzasku, zrobi się jakoś dziwnie, że trzeba ja prawie wydłubywać z komory, i nie warto zbyt krótko obgryzać paznokci.
4. Pokrywa komory baterii jest delikatna. Zbyt delikatna.
5. Lampę błyskową podnosi się palcami, a nie zwalnia zatrzaskiem, a więc znowu jakieś oszczędności.
6. Podniesienie lampy nie oznacza automatycznie możliwości jej użycia- tę opcję trzeba dopiero uruchomić. Jest dostępna w wybieraku krzyżowym na tylnej ściance. Ma to i dobre, i złe strony, bo do tego się trzeba przyzwyczaić.
7. Przy włączeniu lampy ISO nie ustawia się na domyślne "400", ale na właściwe dla światła zastanego, np. ISO 3200. Mocno mnie to zdziwiło i zauważyłem to dopiero po zrobieniu zdjęć, a używałem zewnętrznej lampy, a nie tego zaimplementowanego w aparacie pizdryka, który jest po prostu żałosny- LP 6. Lampa w M5, mimo że też pizdryk, jest o niebo lepsza.
W konfiguracji lampy nie grzebałem, bo nie miało to w tym momencie istotnego znaczenia.
8. Clou tego całego galimatiasu, które skłoniło mnie zdecydowanie do zwrotu aparatu.
Przez jakiś moment chciałem dać mu więcej szans, poczekać na lepszą pogodę (właściwie po co, gdy cała nędza wychodzi przy gorszej, a to trzeba najpierw sprawdzić i się udało?), ewentualnie zastąpić nim M5 i zbudować nowy ekosystem z obiektywów RF-S, zwłaszcza UWA, których jeszcze nie ma, ale może się pokażą, i może to będzie działać lepiej, niż M5 gdy nagle zostałem porażony pewną informacją jak prądem!
Otóż potrzebowałem zajrzeć do instrukcji obsługi i wlazłem na oficjalną stronę Canona, a tam stoi wywalone jak bilboard, że :
Zakres temperatur pracy od 0°C- 40°C
Coooo?!
To ja mam się spodziewać awarii, jak zechcę wnukowi zrobić zdjęcie na sankach przy -1°C?!
I oni to sprzedają w naszej strefie klimatycznej?!
Tak ponurego żartu się nie spodziewałem, a przecież do pierwszego kwietnia daleko, w którą stronę by nie liczyć.
No po prostu aparat stworzony do pracy w cieplarnianych warunkach, czyli dla Australijczyka!
Nie mam zamiaru się nawet zastanawiać, czy to jest straszenie babci kalesonami, czy poważne ostrzeżenie- ja to traktuję poważnie, jeśli powodem odmowy naprawy gwarancyjnej może być sam fakt zgłoszenia jej w styczniu lub w lutym.
Aparat ma czujnik temperatury. Gdy się przegrzewa w trakcie pracy lub zbyt mocno nagrzewa od zewnętrznego ciepła, to on się pokazuje, i należy się wstrzymać z robieniem zdjęć, dopóki nie zgaśnie. A ponieważ on jest, to może także rejestrować temperatury ujemne w czasie eksploatacji i jest pozamiatane.
Zbytnie nagrzanie się aparatu ma skutkować pogorszeniem się jakości zdjęć- szumy i pasmowanie.
Producent zaleca, aby aparat wyłączyć, gdy się zdjęć akurat nie robi.
Producent zaleca, aby zakryć obiektyw, gdy aparat jest wyłączony.
Następna szydera to warunki progowe dla działania AF od -4 EV:
obiektyw f/1,2, 23°C, ISO 100, One Shot AF, i chyba coś tam jeszcze. Fajnie?
Może można napisać coś pozytywnego o R10?
Można, więc napiszę.
Bardzo fajny, mniamuśny aparat, dobrze leży w ręku, niezły EVF, pierdylion funkcji (intrukcja obsługi ponad 900 stron pełnych łabądków i kujawiaczków), ogromna możliwość kustomizacji ustawień.
Z EF 100-400L II dobrze się trzyma w ręce, ale jednak wyważenie jest kiepskie i lewa ręka szybko się męczy. Z natywnym RF 100-500 dużo lepiej nie będzie, bo on jest tylko nieznacznie lżejszy. RF 100-400 z f/8 na długim końcu będzie pasował lepiej, ale on jest ciemny i nie olśniewa rozdzielczością.
Z zapchajdziurą 18-45 tego aparatu prawie nie ma.
Wysokie ISO (2500-6400) w JPG z aparatu wygląda bardzo dobrze, dużo lepiej, niż np. z 7D II, ale to są obrazki w cwany sposób odszumione ze znaczną utratą szczegółów, i już ISO 2500 (a może i niższe- nie sprawdziłem) zabija genialny obiektyw EF 100-400L II.
Informację o nakładaniu elektronicznej szpachlówki na ryj, aby skóra wyglądała atrakcyjniej, można w instrukcji znaleźć ze 100 stron wcześniej, niż prędkości migawki w poszczególnych trybach zdjęć seryjnych. To duży plus.
Rozważania poboczne.
Czy przypadkiem konstruowanie obiektywów ciemnych, jak anus negroida, nie ma przypadkiem na celu maskowania niedokładności AF?
Zapchajdziura 18-45 nie została przez mnie prawie wcale przetestowana, bo bym musiał zarżnąć migawkę w tym aparacie gdybym chciał wszystko sprawdzić. Niech to zrobią Ci, którzy go mają na amen. Zrobiłem raptem parę zdjęć przy 45 mm i tyłka nie urywają.
Tylna soczewka jest schowana ca 17 mm od powierzchni bagnetu (ca 11 mm od flanszy), a np. w obiektywach EF-M i EF-S tylne soczewki w kitach prawie wyłażą z bagnetów, więc co to za operacja ze skróceniem odległości rejestrowej? Przecież to szkło powinno lizać matrycę, albowiem takie są założenia konstruowania nowoczesnej optyki o krótkim rejestrze.
Z aparatem rozstaję się z żalem i w rozgoryczeniu. Wszystko fajne, tylko nie działa tak, jak bym oczekiwał, ani nawet tak, jak powinno. Skoro się to sprzedaje z adapterem do optyki EF, to powinno dobrze działać z optyką EF w każdym trybie. Może ktoś sprawdzi inne obiektywy, bo ja sprawdziłem tylko te, które mam, i na których mi na tym etapie zależy.
Nie widzę też sensu budowania ekosystemu wokół korpusu stworzonego do działania w innej strefie klimatycznej.
Mityczna dokładność AF obiektywów EF zapiętych do aparatów z bagnetem RF nie okazała się prawdą na bagnecie RF-S, lecz pozostała mitem. Jeżeli hipotetycznie to może lepiej działać w lepszym świetle, to jest to mimo wszystko mało pocieszające, bo sensu nie widzę w dobieraniu aparatu nie tylko do strefy klimatycznej, ale też do pory dnia i pogody.
Nie wiem, o ile lepiej- i czy w ogóle- mogło by być z R7, ale raczej nie będę próbował się przekonywać, gdyż jest dla mnie zbyt trudnym tematem gęstsza i podatniejsza na nieostrości matryca.
Wykonałem też serię zdjęć z ręki z obiektywem Sigma 150-600 przy 1/400 s, ISO 6400, bo było ciemno. Wszystkie co do sztuki rozmazane w jasną cholerę. I czas za długi, i przede wszystkim- wyważenie nie do opanowania. A z 6D praktycznie wszystkie ostre.
Żeby wstawić uzyskane zdjęcia poglądowe potrzebuję więcej czasu, więc może później to zrobię.
P.S.
Plotki ze spotkania zorganizowanego przez Związek Polskich Fotografów Przyrody, na których byli ludzie od Canona
Wymiana modeli ma być szybsza, współpraca z optyką EF coraz gorsza, a firma robi przymiarki do zwinięcia się w tej branży.
--- Kolejny post ---
Zapomniałem o ważnej rzeczy:
Oba egzemplarze R10, niezależnie od tego, jaką miały baterię, okazjonalnie po włączeniu zastanawiały się przez kilka-kilkanaście sekund nie wiadomo nad czym nie reagując na żadne komendy.
W trakcie wykonywania zdjęć z migawką mechaniczną ze średnią i z niską częstotliwością blackouty są mocno upierdliwe i męczące, i przeszkadzają w śledzeniu celu, zwłaszcza w trybie zwykłego servo AF. Tylko przy najwyższej częstotliwości 15 kl./s mały black out jest po pierwszej klatce, potem nie ma. W trybie zdjęć pojedynczych też występuje wyraźny black out. W lustrzankach jest to praktycznie niezauważalne.
Brakuje możliwości precyzyjnego ustawienia ilości klatek na sekundę.
Dźwięk migawki jest dość głośny i jak dla mnie nieprzyjemny.
Natomiast responsywność aparatu jest znakomita- zarówno uruchamianie, jak i przełączanie EVF-OVF, działanie przyciskąów są błyskawiczne.
Bufor dla RAW jest całkiem przyzwoity. Z kartą UHS II aparat bardzo dobrze śmiga.