Ja wdepnąłem w system EOS w 1990 r. i od razu się przekonałem, że wdepnąłem w niezłe bagno, bo kiedy wszyscy inni producenci stosowali baterie lub akumulatorki R6, to Canon nowatorsko zastosował baterię 2CR5, która była droga, nieładowalna, i musiałem po nią jeździć z Lublina do Pewexu w Warszawie, a jak zrobiono akumualtorki 2CR5, to się okazało, że aparat ich nie akceptuje, i nie działa. Trwało to parę lat, zanim poprawiło się o tyle, że 2CR5 pojawiły się w sprzedaży w Lublinie. Jakbym się nie napalił na używanego już Canona EOS 650 w komisie w Berlinie i wstrzymał się ze dwa lata, to bym mógł kupić Nikona F90, który już mógł z nim konkurować, a przynajmniej zasilanie miał normalne, i dzisiaj siedziałbym w systemie AF Nikona, do którego posiadacze manualnych Nikonów przeszli prawie bezboleśnie, bo nie musieli się od ręki pozbywać całej posiadanej optyki. Tak, że od walenia jeleni w poroże przez Canona od zarania dziejów tego systemu jestem przyzwyczajony, ale ani nie zrobiło się mi od tego dobrze, ani na to nie zobojętniałem.