Odkąd pamiętam, a to będzie już jakieś 45 lat, najlepszym testem rozdzielczości obiektywu lub układu obiektyw-nośnik obrazu, były zdjęcia tekstu o stopniowo zmniejszającej się wielkości liter. Najlepszym, bo wizualnym.
Na wykresy, słupki i tabele można godzinami gapić się jak cielę na malowane wrota, i albo nic z tego nie rozumieć, albo nie móc tego odnieść do konkretnej rzeczywistości, jaką jest zdjęcie.
Pokazałem wyżej, jak normalny obiektyw rejestruje drobne teksty na normalnej matrycy, i są to odwzorowane teksty, natomiast technika obliczeniowa nie jest w stanie ich zarejestrować, tylko usiłuje się domyśleć, co tam w ogóle jest, i nic jej z tego nie wychodzi.
W wielu miejscach kadru drobne detale są jedynie domysłami, a nie rzeczywistym obrazem fotografowanej rzeczy, i nic nie wskazuje na to, aby miało to ulec poprawie, bo skoro optyka czegoś nie widzi, to matematyka dalej nie będzie mogła poprawnie zinterpretować jakichś randomowych ciapków.
Mityczne 200 Mp w efekcie ulega redukcji do jakiegoś dużo mniejszego rozmiaru, tak, jak w powyższym przykładzie 50 Mp uległo redukcji do 8 Mp, w porywach do 12 Mp.
Fotografia obliczeniowa radzi sobie jedynie z obszarami o niewielkiej złożoności detali nie wymagających jednoznacznej interpretacji, ale wykłada się na obszarach takiej identyfikacji wymagających, jak właśnie tekst.
Dobre programy do powiększania zdjęć z dużo lepszym skutkiem zrobią zdjęcie 200 Mp wychodząc z pliku 12 Mp zarejestrowanego normalnym aparatem, niż zrobi to smartfon.