Miałem okazję prawie 2 tygodnie pstrykać Canonem R6. Mam pytanie - czy faktycznie w matrycy nie brakuje Wam pikselków?
Czemu pytam? Ostatnie moje dwa Canony to 6D MkII oraz RP. Robię różne zdjęcia ale ostatnio najwięcej krajobrazu, portretu i makro. Jak zrobię modelce bliski portret np. za pomocą RP z dobrym obiektywem, to oko dostaję naprawdę ostre, rzęsy i brwi - żyleta. Aż miło się retuszuje. Jak podobne zdjęcia zrobiłem za pomocą Canona R6, to jednak jakoś mi na powiększeniu 100% nie leżały. Do końca nie umiem powiedzieć czemu, zdjęciu brakowało jakiejś takiej wyrazistości, ostrości w detalu Poza tym na dwóch sesjach z obiektywem Sigmy 85/1.4 coś dziwnie mylił mi się AF - jakby jakiegoś front focusa (!) łapał i to na kilkunastu zdjęciach pod rząd.
Aparat odesłałem do sklepu. Pytali, czy mają dać na serwis czy wolę zwrot. Po długim namyśle w końcu zgłosiłem zwrot. Brakuje mi teraz wygody pracy z R6, bo pod tym względem ten aparat mnie zachwycił, jednak wydaje mi się że za te pieniądze (a na fotografii nie zarabiam) nie powinno być wątpliwości. Obawiałem się, że stwierdzą, że aparat jest jak najbardziej OK, a mi dalej np. te portrety nie będą się podobać. Pewnie inna sytuacja byłaby na R5 ale to już aparat raczej poza moim zasięgiem. Oczywiście jest jeszcze Canon R, ale bez stabilizacji matrycy, joysticka, podwójnego slotu na karty itd. - jakoś mnie nie do niego nie ciągnie.
Gdyby do R6 dali matrycę rzędu 26-30 Mpx, to byłby chyba dla mnie aparat idealny...