Wczoraj sprawdziłem w praktyce kwestię pracy apartu na mrozie.
Warunki: -15st, najwyżej położona miejscowość w Polsce, wściekle siekący w oczy śnieg, koszmarny wiatr i pomysł Młodych, że romantyczniej będzie pojechać do kościoła saniami (6km w jedną stronę przełęczą)
Po drodze było jeszcze trochę światła, więc jak ma być romantycznie, to i fotograf się poświęci... W kościele okazało się, że bateria w battery packu się na mnie wypięła (na szczęście mam dużo kart i noszę go głównie dla parady), aku w dwóch lampach do wymiany (choć jechały w torbie na dnie sań i to pod kocem), reszta sprawna.
Aparat (5D, 24-70L), który jechał przez ten czas na szyi na plaszczu był cały mokry, na szkle masa wody, ale nie działo się nic, co świadczyłoby o wolniejszym, czy wadliwym działaniu. Bateria pociągnęła 250 klatek, ale to chyba naturalna sprawa.
Żeby właściwie oddać warunki, które nam towarzyszyły, to po powrocie do hotelu płaszcz ważył 10kg a wodę miałem nawet w gaciach.
A aparat działa