wracałem kilka dni temu nad ranem do domu, gdzieś ok. 4-6 rano, akurat miałem aparat i beznadziejną pogodę pod ręką, więc połączyłem to w jedną całość. Aparat prawie cały czas w ręku, deszcz, śnieg, wiatr, być może nawet niekontrolowane upadki od czasu do czasu. Ogólnie- masakra. Po jakiejś godzinie aparat był tak mokry, że wręcz z niego kapało. Szkło kompletnie mokre, ciągłe przecieranie go już nie miało sensu. Lampa jak wyjęta z jeziora.

Może ktoś pomyśli, że idiotycznie się zachowałem narażając sprzęt na takie warunki, ale pomyślałem sobie w ten sposób, że jeśli przeżyje (on, nie ja) to już bez drżenia będę mógł zająć się fotografowaniem w trudniejszych warunkach niż sierpniowy wieczór, i tylko na fotografowaniu się wtedy skupię. Jeśli zaś padnie, to... no cóż, to znaczy że po prostu to kiepski sprzęt... niezbędne minimum uszczelnienia MUSI mieć, i właśnie liczyłem na to, że je wykaże w praktyce.

Jak już wracałem do domu, jeszcze na zewnątrz, aparat wylądował w torbie foto (która z kolei mieszka w plecaku) i tak wszystko "zabezpieczone" postawiłem w kuchni w dość chłodnym i przewiewnym miejscu. Po kilkudziesięciu godzinach sprawdzałem aparat, i wszystko jest jak najbardziej ok.

p.s. W razie czego moderatorów proszę o przeniesienie wątku do "testów sprzętu", bo nie jestem pewien, czy tej nocy był mróz, czy nie. Chyba tak na zmianę, albo cały czas 0'.