Przebilismy sie przez strumien deszczu tuz u Bram portu.
Zacumowalismy przy pomoscie konoby Barba.
Kumulonimbus sie rozpadl , wylalo sie na nas slonce Pelna obfitoscia ciepla. A przeciez jeszcze pare minut dokuczalo nam przejmujace zimno. Obsluga zajeta byla usuwaniem szkod.
Kiedy zeszlismy na lad poczestowali nas na koszt firmy wysmienita rakija. " domacia" - z Duma w oczach rzekl marinero. Rozgrzala lepiej niz slonce.