pOm, zacznę od tygrysa, on już żyje we własnym różowym świecie i dyskusja z nim nie ma sensu. Jak ktoś się jeszcze na to nabiera, to jego problem.
Jeśli chodzi o blendy w plenerze, to mam nieco odmienne zdanie. Ok, przy bezwietrznej pogodzie da się to jakoś opanować nawet bez pomocnika, z pomocnikiem można więcej, ale trzymanie blendy, to najmniejszy problem. Czym jest w istocie używanie blendy? Puszczaniem "zajączków" prosto w oczy modelki (czasem modela). Jeśli za tym stoi kasa, wyjątkowa odpornośc lub chociaż nadmiar ambicji osoby zajączkowanej, to ok, ale córce, to bym raczej tego nie fundował. Chyba, że po latach chcesz się dowiedzieć, że blenda była koszmarem jej dzieciństwa.
Każdy ma swój sposób na zdjęcia, mój jest taki: w świecie są miliony naturalnych blend, zwykle są mniej agresywne, niż biała lub srebrna płachta, a jak już nie ma naturalnej, to wolę umiejętnie błysnąć. Ok, rzadko, bo rzadko, ale czasem blenda by się przydała. Dam radę z tym żyć, nie muszę zrobić wszyskich możliwych zdjęć. Błyskanie z naciskiem na umiejętnie. Do tego bardzo przydaje się 430. Do zdjęć w pomieszczeniach hss jest zbędny i można z powodzeniem stosować tanie manuale.