Zainspirowany w jednym z wątków, obmyślałem, jak domowym sposobem uwiecznić cyfrowo własny materiał zarejestrowany na negatywach 15-25 lat temu. Z góry przyjmuję założenie, że chcę to zrobić matrycą aparatu foto (w tym przypadku C5D4), a nie skanerem - moje dotychczasowe doświadczenia ze skanowaniem negatywów frustrowały mnie efektami (głównie pasy brudu wychodzące przy bardzo forsownej obróbce cyfrowej - negatywy nie zawsze były naświetlane na sicher).

Zapłodniony koncepcją rury nakładanej na obiektyw, postanowiłem iść w tym kierunku. A tym postem chciałem prosić osoby z doświadczeniem w temacie makrofotografii, o której poniżej, o zweryfikowanie moich założeń.

Punktem wyjścia jest zwykła rura. Albo kawałek grubej i sztywnej kartonowej tuby w którą w firmie pakujemy mapy reklamowe (idealnie wchodzi na Canona 85/1.8) i którą można fajnie w środku wyczernić, otrzymując czarne i matowe wnętrze, albo opakowanie po Pringlesach, prawie idealnie wchodzące na Tamrona 28-75/2.8, albo jeszcze inna rura (karton do mnie przemawia, bo jest najłatwiejszy w obróbce a zarazem bardzo sztywny).
Oczywiście na końcu rury będzie jakieś ustrojstwo (pudełko) z negatywem, pod którym będzie matowe szkło, pod którym w końcu będzie źródło światła (backlit). I napotkałem pierwszy schodek - otóż minimalna odległość ostrzenia takiego Canona 85 mm to około 80 centymetrów (za Optycznymi), Tamron trochę lepiej, bo ponad 30 cm, ale wciąż klatka 35 mm będzie stanowiła mały wycinek tego, co zarejestruje matryca. I tu mam dwie drogi wyjścia - obiektyw makro (rzeklibyśmy zgodnie z aktualnymi trendami: "dedykowany"), albo zrobienie z posiadanej szklarni czegoś na kształt makro.
Jako że nie jestem pewien efektów moich prób, w inwestowanie w obiektyw jakoś mi się nie spieszy, zresztą szybkie przejrzenie Alledrogo wykazuje dosyć ubigą ofertę używek, nawet z mocowaniem czy to M42 czy FD, czy innym, które można połączyć przejściówką z EF i używać manualnie. Natomiast przypomniało mi się o pierścieniach, jako tanim (niepozbawionym wad) ersatzu dla makro. Z pobieżnej analizy "plusów ujemnych" pierścieni wydaje mi się ostrożnie, że to, do czego chcę zastosować pierścienie, radzi sobie z ich wadami nieźle, bowiem spadek światła nie jest problemem w sytuacji podświetlenia negatywu oraz nieruchomego fotografowanego obiektu.

I pytanie, które mam do osób być może doświadczonych takimi technikami jest następujące - czy ta koncepcja się w ogóle kupy trzyma? Czy ktoś może pomóc wypracować najlepszy dobór pierścienia oraz długości rury w taki sposób, by w obiektywie widać było dokładnie całą klatkę 35 mm z jakimś bardzo niewielkim, ale rozsądnym marginesem, dla obiektywu czy to 85 mm, czy tego tamrona (aczkolwiek szklarnia u mnie niemała, to z drugiej strony posiadane rurestwo skłania mnie raczej do konkretnie pasujących obiektywów). Za feedback będę wdzięczny.