Cześć.
Po 3 latach wracam do foto. Przed przerwą miałem wysłużonego canona 450d, sigmę 10-20 f/4-5.6, canona 50 1.4 oraz 17-85 4-5.6. Aparat służył mi głównie do landszaftów, tylko amatorsko, choć tą 50 zrobiłem parę fajnych portretów. Ogólnie sprzęt służył do amatorskiej zabawy i nauki foto od podstaw. Uważam, że z korpusu, a przede wszystkim z matrycy wyciągałem absolutny max jaki mogłem. Niestety z wielu przyczyn zrezygnowałem z tego hobby, sprzęt poszedł do ludzi.
Chcę jednak wrócić do tego hobby. Zależy mi głównie na landszaftach. Chciałbym zakupić 6d + 17-40l + 70-200l f4 + 50 1.4. Oprócz zoomów chcę mieć jasną stałkę do zastosowań ogólnych, stąd ta pięćdziesiątka. Żadne inne obiektywy nie są mi potrzebne. Chciałbym jednak posiadać FF, bo wiem na co stać ten obrazek.
Powyższy zestaw stanowi max jaki mogę wydać na sprzęt. Czy warto pchać się w 6d czy dołożyć do 6d mark II kosztem 70-200 albo 50? Znam zalety jednego aparatu i drugiego, machanego monitorka nie potrzebuję, ani lepszego AF. Czy może się mylę i 6d jak na dzisiejsze standardy wypluwa nieaktualny (czyt. niefajny) obrazek?