Czyli słusznie zrozumiałem, że chodzi o ludzi obeznanych w temacie, jakimi są bez wątpienia fotografowie ślubni
Ja bym tu też nie generalizował. Może nie koniecznie 1,2 ale nawet 1,8 dobrze mieć. W końcu też można go przymknąć do 5,6 gdy zajdzie taka potrzeba. Ciemnego kita się raczej nie otworzy do 1,8 więc w drugą stronę to nie działa. A co do zasadności używania 1,2 w ślubach, to powiedziałbym, że przysłona dobra, jak każda inna, żeby spieprzyć zdjęcie. Jeśli się ustawi ostrość np. na ucho panny młodej, a nie na oczy. Czasem jednak się przydaje i nie uważam, żeby to była kwestia chwilowej mody. Mała głębia ostrości w portretach jest cool, chyba od czasów mokrej płyty, albo i lepiej... Z drugiej strony, ówczesne obiektywy i format kliszy były takie, że nie dało się zrobić ostrego wszystkiego. Ostre wszystko, to tylko u Goździkowej, tanim kompaktem, albo telefonem
To zresztą i tak nie ma znaczenia, bo przecież rozmyte tło, przy portrecie, to nie jest tak naprawdę moda, albo coś, co wzięło się ze specyfiki sprzętu. Tak po prostu wygląda lepiej i powie o tym każdy podręcznik fotografii, już od lat 20.
I jeszcze jedno.
Obiektyw o jasności 1,2 nie jest po to, żeby robić nim zdjęcia na pełnej dziurze, tylko żeby go przymknąć, powiedzmy do 2,8 albo nawet 5,6 i wtedy jest super jakość. Obiektywu o jasności 5,6 nie przymknie się do 5,6 bo to JUŻ jest dla niego pełna dziura. I z tego, co wiem, to właśnie dlatego się kupuje super jasne obiektywy. Żeby po niewielkim przymknięciu, wciąż dało się nimi fotografować, w odrobinę ciemniejszym miejscu...