nie wiem, ile moj stary grat wazyl, ale pewnie podobnie, a moze i wiecej. mnie kiedys zajelo to trzy dni z okolic krk, dookola tatr i nazad do domu. ale ja na nogach z 25kg plecakiem potrafie zrobic trasy (w tym gorskie) po 400-500km w niespelna 2 tygodnie, bo robie to od wielu lat.
ototo.
marketing.
piszac "od niedawna" to moglo byc wlasnie 2008/9, choc moze ciut pozniej to zauwazylem, bo w mojej perspektywie to wlasnie jest niedawno. ja to robie grubo od ponad 30 lat.
sorry, ale to czysta demagogia.
czytam wlasnie biografie naukowa niejakiego karola bohdanowicza.
i jestem przerazony dzisiejszym poziomem "naukowcow".
serio?
a dzis co spoleczenstwo robi?
poswieca wiekszosc czasu, zeby wystarczylo do pierwszego po oplaceniu kredytow na mieszkanie, samochod, drogi rower i kolorowe wdzianka do niego.
te wszystkie rowery, ultramaratony etc. to ersatz wolnosci dla ludzi stloczonych w korporacje, zakompleksionych wspolczesnym quasiniewolnictwem. bez fesjbukow i wspolnego poklepywania sie po pleckach ani nawet by im sie nie chcialo.
kazdy z nich potrzebuje uznania takiego, jak kiedys mial szurkowski. ale jak ja bylem gowniarz to szurkowskiego probowalo sie nasladowac od gowniarza, a nie podczas kryzysu wieku sredniego.
na koniec powiem ci tak.
ja akurat nie rowery, ino wspin.
(scianki dla mnie to rodzaj silowni, istota wspinania sa gory, najlepiej w zimie).
zaczalem sie wspinac 32 lata temu.
wowczas w polsce wspinaczy bylo jakies 12 tysiecy (tyle bylo zreszonych w klubach, a ilu z tego faktycznie cos robilo to inna sprawa), wliczajac w to zarowno wspinajacych sie w wysokoch gorach, jak i w skalach czy na nielicznych wowczas sciankach (w pl byly trzy, w krk na koronie i wieza na wroclawskiej oraz w tarnowie, do powstania czwartej przypadkiem przyczynilem sie rowniez ja, choc tylko, powiedzmy, "ideowo").
dzis w polsce wspinaczy, lub raczej: "wspinaczy" jest kilka milionow, a scianek nie zliczysz - prawie w kazdej szkole stoi.
juz kilkanascie lat temu, jak chodzilem jeszcze na stary renisport w krk, gdy przychodzilismy z kumplem i wycigalismy line i sie wiazalismy, zeby loic po suficie tam i nazad, to patrzyli na nas jak na kosmitow - bo zdecydowana wiekszosc to byly grupki korpowspinaczy pod nadzorem dobrze zarabiajacego instruktora, machajace pajacyki przez 3 kwadranse, potem dwa-trzy obwody nad materacami i do domu. zapotrzebowanie na odreagowanie niewolnictwa.
wiekszosc z nich nie ma pojecia, co to jest i do czego sluzy zwykle atc, nie mowiac o tak istotnych sprawach jak wspolczynnik odpadniecia czy sila graniczna liny. wystarczaja im kolorowe wdzianka i markowe buty. a ze jest latwosc pojscia na scianke i machniecia paru pajacykow, ktore potem mozna wrzucic na fejsa, to juz jest fejm.
ale jak mawia kumpel - zima to jest to, co odroznia mezczyzn od malych chlopow
problem nie lezy w tym, ze bardzo sie napinamy, tylko w tym, czy to w pewnych sytuacjach ma sens.
pomijam juz, ze czlowiek zajety ograniczeniami wlasnego organizmu nie zwraca uwagi na to, co sie dzieje wokol - i latwiej nim manipulowac.
cos jak temat zastepczy typu aborcja.