Pewnie paru z Was się doczytało, że miałem wypadek na rowerze, i że mam paskudnie złamaną rękę, a konkretnie nadgarstek.

Mnie samego to totalnie zdziwiło, bo leciałem na zbity pysk zgodnie ze sztuką lecenia na zbity pysk, więc nie powinno być takiego złamania. W mojej młodości, jeszcze pod koniec podstawówki, była moda na judo, a w "Żołnierzu Polskim" drukowali ilustrowane kursy, więc namiętnie to z kumplami ćwiczyliśmy, a sztuka upadania była na pierwszym miejscu, a nie chwyty i rzuty. No i zostały mi wyćwiczone nawyki, dzięki którym dotąd cało wychodziłem z różnych upadków, w tym z wielu na rowerze.

Dopiero, jak zobaczyłem rower następnego dnia, to zrozumiałem, co się stało. Otóż nadgarstek przetrącił mi róg na kierownicy, który pod impetem moich prawie 100 kg masy przekręcił się do dołu, a ja leciałem już ze złamaną ręką.

Dodatkową przyczyną upadku był niezablokowany amortyzator, więc kiedy rower wreszcie stanął na hamulcach ok. metra prze przeszkodą, to zanurkował, mnie podniosło z siodła, a siła bezwładności rzuciła do przodu.

Pomimo zeskoczenia z roweru obiema nogami miałem zbyt duży pęd, aby utrzymać równowagę, więc musiałem się w kontrolowany sposób przewrócić. Szczupakiem do przodu się nie dało, bo tam był samochód, a więc groziło to- poza sklepaniem trąby- jeszcze złamaniem kręgosłupa w dowolnym miejscu, więc musiałem się obrócić o 90° i padać równolegle do samochodu wyprężony jak struna z wyprostowaną ręką w osi ciała, aby chronić głowę, i rozłożyć uderzenie na jak największej powierzchni.

Żebra, staw biodrowy i miednica oraz kręgosłup i głowa nie ucierpiały, jedynie potężnego i cholernie bolesnego guza nabił mi noszony w kieszeni telefon na lewym udzie, oraz obiłem i naciągnąłem boleśnie mięśnie klatki piersiowej przy amortyzacji upadku całym ramieniem i przedramieniem, ale łapa już była złamana przez ten nieszczęsny róg.



Kliknij obrazek, aby uzyskać większą wersję

Nazwa:	IMG_7226.JPG
Wyświetleń:	3
Rozmiar:	2,67 MB
ID:	10673